Okey, mamy pierwszy rozdział!
Szczerze, po waszych wczorajszych komentarzach i uwagach, boje się, że nie spodoba wam się rozdział :/
Nie chcę was zawieść >.< !
Napiszcie mi, co o tym sądzicie i czy chcecie 2 rozdział...
Inspirowane piosenką z filmu "Przebudzenie" ~Link~
>><<
W oddalonym od Londynu o trzy tysiące kilometrów miejscu, było miasteczko. Nie za duże, nie za małe. Zwało się one Denar.
Gdyby przetłumaczyć nazwę miasteczka z słoweńskiego na polski, znaczyło, by to pieniądze. Ten, kto był założycielem miasta musiał wiedzieć ,że miasteczko te zamieszkiwać będą tylko i wyłącznie książęta oraz lordowie. Cała pobliska
szlachta oddała, by wszystko (Dosłownie ! Zdarzały się przypadki,
że kobiety sprzedawały swoje dziewictwo.
NIE ŻARTUJE !)
żeby właśnie zamieszkać w tej oto mieścinie, w której, rozwinęło się perfumiarstwo. To miejsce słynęło z naprawdę cudownych
perfum. Zjeżdżali tu ludzie z różnych zakątków świata,
żeby zachwycać się najlepszymi zapachami w całej Anglii! Tu też żył i
tworzył poczciwy książę Johann Farina. Zamieszkiwał on wbrew swojemu tytułowi w bardzo skromnym domku na wzgórzu. Wielu
przedstawicieli handlowych chciało odkupić od Johann’a tę posiadłość,
lecz on nie zgadzał się twierdząc, że sprzeda te posiadłość
wyjątkowej osobie lub,
gdy jego życie dobiegnie końca. I tak też się stało książę Johhan Farina zmarł.
Zadzwonił dzwoneczek wiszący nad drzwiami.
-Witaj ,Johann ! –zawalała, przyjaciółka mężczyzny –markiza Anne Argent. Jednak nie dane jej było usłyszeć odpowiedzi. Zmarszczyła czoło i podeszła do lady. Popatrzyła na duży zegarek, który wisiał na sklepowej ścianie i zaczynała się niecierpliwić –Joh ! –zawołała znów. Zwykle jej kochany Johann, witał ją herbatą z cynamonem (Ohydztwo! Piją to tylko dlatego, że jest taka moda…) –Joh ! –Weszła za ladę i odsunęła kotarę oddzielającą sklep od pracowni. –Johann, złotko nie żartuj sobie. Wiesz, że tego nie cierpię – Zrobiła krok w stronę pracowni przyjaciela i puls jej przyśpieszył. –Johann ! –krzyknęła widząc mężczyznę leżącego na ziemi, bez życia. Markiza podeszła do mężczyzny i uśmiechnęła się złośliwie. -W końcu Johann, miłego tam na górze ! –kopnęła lekko ciało byłego przyjaciela i podeszła do półek pracowni, gdzie alfabetycznie były poustawiane małe brązowe fiolki z zapachami. Wpakowała kilka do torebki. Jedną fiolkę wcisnęła w dekolt, nie mając już miejsca w małej torbeczce. Obróciła się upewniając, że książę Farina, dalej leży nie ruchomo i zadowolona z siebie wybiegła ze sklepu. Przed budynkiem zaczęła płakać i lamentować, że jej ukochany przyjaciel nie domaga. Wkrótce okazało się ,że książę Johann Farina ,po nie udolnej sekcji zwłok, zmarł na zawał serca. Jednakże niedługo po tym incydencie, maż markizy Anne Argente, mający przeciętną perfumerie, stał się jednym z najbardziej znanych ludzi w mieście. Dzięki skradzionym fiolką jego perfumeria stała się prawie tak dobre, jak świętej pamięci księcia Farina. Ich interes rósł w dobre. Markiza miała teraz chrapkę na dom byłego przyjaciela. Chciała wyburzyć cały ten budynek i wybudować tam dla siebie kolejny pałacyk, w którym urządzała, by wszelkie bale. Ale nie tylko ona miała ochotę posiąść te posiadłaś, znany zielarz - Lord Ernest Smith również chciał kupić te posiadłość tak samo, jak kilkoro innych ludzi z miasteczka – Księżna Emma Withon, czy Baron Lu Love. Wszyscy ci ludzie udawali jego przyjaciół. Wszyscy udawali zaufanie i pomoc. Johann twierdził, że otacza się przyjaciółmi, jednak, gdy spojrzeć na to z innej strony, po jego śmierci, tak naprawdę był samotny. Nie miał dzieci, jego żona zmarła młodo. Zaledwie dwa lata po ślubie opuściła go, za sprawą zielarza. Dosypał jej do herbaty zamiast cynamonu, cyjanku ,który wywołały ,że jej serce stanęło. Teraz nawet nikt nie pojawił się na jego pogrzebie, no może z wyjątkiem Markizy Hermiony Granger, która często kupowała perfumy księcia Farina. Ceremonia pochówku, odbyła się szybko w, zaledwie niespełna pół godziny młoda kobieta mogła powrócić do siebie. W drodze powrotnej zastanawiała się co teraz stanie się z włościami księcia. Chciała, by mieszkać w jego domu, choć wymagał on trochę poprawek, to była, by bardzo przyjemną oazą spokoju. Domek na wzgórzu marzył się już Markizie od kilku ładnych lat, jednak w dalszym ciągu odmawiała go sobie. Teraz również musiała, to zrobić, gdyż fundusze nie pozwoliły, by jej na zakup tej posiadłości, choć obiecała sobie, że stawi się na aukcji domu, która miała odbyć się jutro. Ani się obejrzeć, a całą drogę powrotną pozwoliła sobie na rozmyślanie o księciu. Wyjęła z torebki mały złoty kluczyk i wsadziła do zamka. Kobieta mieszkała w dość ładnym skromnym mieszkanku położonym w środkowej części Denar. Zanim zamknęła drzwi przez jej oczy przemknął duży czarny powóź, ciągnięty również przez dwie czarne klacze. Całość prezentowała się zdumiewająco, jednak wydawać mogło się, że przez ulicę przejechała śmierć. Pozwóź przywoływał najgorsze wspomnienia i ból. Hermionę przeszedł dreszcz. Zamknęła za sobą drzwi.
„Z głębi wołam Cię, otwórz oczy, zobacz mnie”
>><<
Kolejny poranek był słoneczny. Pogoda, ciepła i przyjemna w sam raz, żeby wyjść na spacer. Jednak nie, Hermiona nie mogła sobie pozwolić na spacer, miała iść na aukcję, która zacznie się o godzinie dwunastej. Po obfitym śniadaniu, udała się do swojej sypiali. Otworzyła szafę i wzrokiem przewertowała wszystkie suknie. O ta ,będzie idealna! –pomyślała i narzuciła na siebie śliczną pastelową suknie. Włosy ułożyła w elegancki kok i w sumie była gotowa, ale do dwunastej jeszcze masa czasu. Postanowiła, że poćwiczy zaklęcia. Tylko u siebie mogła to robić. Gdyby zrobiła publicznie coś magicznego, czekała, by ją niewyobrażalna kara. Tylko mężczyźni mogli używać magii. Upłynęła godzina, gdy kobietę znudziło już rzucanie zaklęć. Spojrzała na zegar: w pół do dwunastej. Mogła już wychodzić. Nie chciała jechać, powozem. Postanowiła, że zaczerpnie świeżego powietrza.
>><<
Aukcja odbywała się tuż przed domem. Zrobił się duży tłok. Markiza Hermiona Granger wcisnęła się w tłum i z swojej prawej strony miała Markizę Anne Argente, a z lewej Baronowa Lavender Brown. Przed domem razem ze swoimi dwoma gorylami i małym drewnianym panteonem ustawił się sędzia Luciusz Malfoy. Arystokrata uderzył kilka razy małym, czarnym młoteczek, żeby uciszyć tłum. Zaczął mówić, gdy wszystko ucichło:
-Witam wszystkich zebranych ! - Poprawił monokl na prawym oku –Zebraliśmy się tu, żeby wycenić dom naszego wspólnego przyjaciela Księcia Johanna Farena. – „Do rzeczy!” ryknął ktoś w tłumie –Proszę o spokój panie Stown –miejscowy piekarz –Po wycenieniu domu przeze mnie, oczywiście. Proponuje zacząć od sumy tysiąca dolarów.
I tak się zaczęło zielarz chcą się wybić ryknął „trzy tysiące”. Następnie Markiza Argente podbiła cenę do sześciu tysięcy. Hermiona nawet nie próbowała przebić się przez ludzi wykrzykujących swoje ceny. Piekarz ryknął „dziesięć”; Lavender „jedenaście”; księżna Emma Withon „piętnaście”. Rozwścieczona Markiza Anne Argante wyszła z tłumu i heroiczną ceną dwudziestu trzech tysięcy dolarów wywołała ciszę, wokół wszystkich zebranych.
-Ktoś da więcej ? –zapytał sędzia Malfoy. –Nie? Dwadzieścia trzy tysiące, po raz pierwszy –krótka przerwa –Po raz drugi i…
-Daję okrągłe czterdzieści tysięcy dolarów! –krzyknął, jakiś męski głos. Tłum zamarł całkowicie. Markizie Anne zrobiło się słabo, a sędzinie z wrażenia wypadł monokl. Mężczyzna odziany w czarny z wydłużany z tyłu garniturem wyszedł z tłumu. Hermiona przesunęła się do przodu, żeby przyjrzeć się mężczyźnie. Nie mogła dokładnie dostrzec jego twarzy, ale była pewna, że pierwszy raz go tu widzi. Zapamiętała, by przecież mężczyznę od stup do głów odzianego w czerń. Nie mogła w, to uwierzyć, ale tak było. Miał czarne, włosy do ramion i bladą cerę. Czerń kontrastowała z niemal bielą twarzy.
-Czterdzieści tysięcy po raz pierwszy! - krzyknął Malfoy. Mężczyzna w czerni stanął tuż obok Markizy i po niespełna upływie kilku sekund Anne Argante zaczerwieniła się do koloru dorodnego pomidora. Co się z nią działo? -pomyślała Hermiona. Natomiast mężczyzna w czerni stał pewnie i z chłodnym wyrazem twarzy.
-Sprzedany ! Panu…-Sędzia spojrzał na mężczyznę, pytająco.
-Księciu Severusowi Snapowi. –odrzekł aksamitnym głosem.
-Sprzedany, Księciu Severusowi Snapowi za cenę czterdziestu tysięcy dolarów. –Malfoy zastukał młotkiem – Panie Snape, proszę zwrócić się za moment do mnie, po akt własności.
-Oczywiście – odpowiedział i zaraz po Markizie Argante zatracił się w tłumie.
-A teraz wycenimy, sklep pana Farena, znajdujący się na…
-Wszyscy, to wiemy ! - przerwał sędzinie, znów piekarz.
-Proszę z tąd usunąć, pana Stown’a – Malfoy zwrócił się do swoich goryli, którzy od razu zareagowali i wyrzucili z tłumu piekarza.
-Teraz wycenimy, sklep pana Farena, znajdujący się na ulicy Pokątnej. Zacznijmy, tak jak poprzednio od tysiąca dolarów.
Tym razem aukcji nie potrwała długo. Ktoś zaczął się przekrzykiwać, lecz ze swoją niebotyczną ceną, tym razem „trzydziestu tysięcy” wyskoczył znów Książę Severus Snape. Nikt nie podbił ceny. Tłum znów ucichł.
-Sprzedany Księciu Severusowi Snapowi ! –ogłosił Malfoy –Proszę pana Snape’a o odbiór aktów własności.
Hermiona postanowiła, że przyjrzy się tajemniczemu mężczyźnie. Gdy tłum się przerzedził, odeszła powoli czekając, aż
Zadzwonił dzwoneczek wiszący nad drzwiami.
-Witaj ,Johann ! –zawalała, przyjaciółka mężczyzny –markiza Anne Argent. Jednak nie dane jej było usłyszeć odpowiedzi. Zmarszczyła czoło i podeszła do lady. Popatrzyła na duży zegarek, który wisiał na sklepowej ścianie i zaczynała się niecierpliwić –Joh ! –zawołała znów. Zwykle jej kochany Johann, witał ją herbatą z cynamonem (Ohydztwo! Piją to tylko dlatego, że jest taka moda…) –Joh ! –Weszła za ladę i odsunęła kotarę oddzielającą sklep od pracowni. –Johann, złotko nie żartuj sobie. Wiesz, że tego nie cierpię – Zrobiła krok w stronę pracowni przyjaciela i puls jej przyśpieszył. –Johann ! –krzyknęła widząc mężczyznę leżącego na ziemi, bez życia. Markiza podeszła do mężczyzny i uśmiechnęła się złośliwie. -W końcu Johann, miłego tam na górze ! –kopnęła lekko ciało byłego przyjaciela i podeszła do półek pracowni, gdzie alfabetycznie były poustawiane małe brązowe fiolki z zapachami. Wpakowała kilka do torebki. Jedną fiolkę wcisnęła w dekolt, nie mając już miejsca w małej torbeczce. Obróciła się upewniając, że książę Farina, dalej leży nie ruchomo i zadowolona z siebie wybiegła ze sklepu. Przed budynkiem zaczęła płakać i lamentować, że jej ukochany przyjaciel nie domaga. Wkrótce okazało się ,że książę Johann Farina ,po nie udolnej sekcji zwłok, zmarł na zawał serca. Jednakże niedługo po tym incydencie, maż markizy Anne Argente, mający przeciętną perfumerie, stał się jednym z najbardziej znanych ludzi w mieście. Dzięki skradzionym fiolką jego perfumeria stała się prawie tak dobre, jak świętej pamięci księcia Farina. Ich interes rósł w dobre. Markiza miała teraz chrapkę na dom byłego przyjaciela. Chciała wyburzyć cały ten budynek i wybudować tam dla siebie kolejny pałacyk, w którym urządzała, by wszelkie bale. Ale nie tylko ona miała ochotę posiąść te posiadłaś, znany zielarz - Lord Ernest Smith również chciał kupić te posiadłość tak samo, jak kilkoro innych ludzi z miasteczka – Księżna Emma Withon, czy Baron Lu Love. Wszyscy ci ludzie udawali jego przyjaciół. Wszyscy udawali zaufanie i pomoc. Johann twierdził, że otacza się przyjaciółmi, jednak, gdy spojrzeć na to z innej strony, po jego śmierci, tak naprawdę był samotny. Nie miał dzieci, jego żona zmarła młodo. Zaledwie dwa lata po ślubie opuściła go, za sprawą zielarza. Dosypał jej do herbaty zamiast cynamonu, cyjanku ,który wywołały ,że jej serce stanęło. Teraz nawet nikt nie pojawił się na jego pogrzebie, no może z wyjątkiem Markizy Hermiony Granger, która często kupowała perfumy księcia Farina. Ceremonia pochówku, odbyła się szybko w, zaledwie niespełna pół godziny młoda kobieta mogła powrócić do siebie. W drodze powrotnej zastanawiała się co teraz stanie się z włościami księcia. Chciała, by mieszkać w jego domu, choć wymagał on trochę poprawek, to była, by bardzo przyjemną oazą spokoju. Domek na wzgórzu marzył się już Markizie od kilku ładnych lat, jednak w dalszym ciągu odmawiała go sobie. Teraz również musiała, to zrobić, gdyż fundusze nie pozwoliły, by jej na zakup tej posiadłości, choć obiecała sobie, że stawi się na aukcji domu, która miała odbyć się jutro. Ani się obejrzeć, a całą drogę powrotną pozwoliła sobie na rozmyślanie o księciu. Wyjęła z torebki mały złoty kluczyk i wsadziła do zamka. Kobieta mieszkała w dość ładnym skromnym mieszkanku położonym w środkowej części Denar. Zanim zamknęła drzwi przez jej oczy przemknął duży czarny powóź, ciągnięty również przez dwie czarne klacze. Całość prezentowała się zdumiewająco, jednak wydawać mogło się, że przez ulicę przejechała śmierć. Pozwóź przywoływał najgorsze wspomnienia i ból. Hermionę przeszedł dreszcz. Zamknęła za sobą drzwi.
„Z głębi wołam Cię, otwórz oczy, zobacz mnie”
>><<
Kolejny poranek był słoneczny. Pogoda, ciepła i przyjemna w sam raz, żeby wyjść na spacer. Jednak nie, Hermiona nie mogła sobie pozwolić na spacer, miała iść na aukcję, która zacznie się o godzinie dwunastej. Po obfitym śniadaniu, udała się do swojej sypiali. Otworzyła szafę i wzrokiem przewertowała wszystkie suknie. O ta ,będzie idealna! –pomyślała i narzuciła na siebie śliczną pastelową suknie. Włosy ułożyła w elegancki kok i w sumie była gotowa, ale do dwunastej jeszcze masa czasu. Postanowiła, że poćwiczy zaklęcia. Tylko u siebie mogła to robić. Gdyby zrobiła publicznie coś magicznego, czekała, by ją niewyobrażalna kara. Tylko mężczyźni mogli używać magii. Upłynęła godzina, gdy kobietę znudziło już rzucanie zaklęć. Spojrzała na zegar: w pół do dwunastej. Mogła już wychodzić. Nie chciała jechać, powozem. Postanowiła, że zaczerpnie świeżego powietrza.
>><<
Aukcja odbywała się tuż przed domem. Zrobił się duży tłok. Markiza Hermiona Granger wcisnęła się w tłum i z swojej prawej strony miała Markizę Anne Argente, a z lewej Baronowa Lavender Brown. Przed domem razem ze swoimi dwoma gorylami i małym drewnianym panteonem ustawił się sędzia Luciusz Malfoy. Arystokrata uderzył kilka razy małym, czarnym młoteczek, żeby uciszyć tłum. Zaczął mówić, gdy wszystko ucichło:
-Witam wszystkich zebranych ! - Poprawił monokl na prawym oku –Zebraliśmy się tu, żeby wycenić dom naszego wspólnego przyjaciela Księcia Johanna Farena. – „Do rzeczy!” ryknął ktoś w tłumie –Proszę o spokój panie Stown –miejscowy piekarz –Po wycenieniu domu przeze mnie, oczywiście. Proponuje zacząć od sumy tysiąca dolarów.
I tak się zaczęło zielarz chcą się wybić ryknął „trzy tysiące”. Następnie Markiza Argente podbiła cenę do sześciu tysięcy. Hermiona nawet nie próbowała przebić się przez ludzi wykrzykujących swoje ceny. Piekarz ryknął „dziesięć”; Lavender „jedenaście”; księżna Emma Withon „piętnaście”. Rozwścieczona Markiza Anne Argante wyszła z tłumu i heroiczną ceną dwudziestu trzech tysięcy dolarów wywołała ciszę, wokół wszystkich zebranych.
-Ktoś da więcej ? –zapytał sędzia Malfoy. –Nie? Dwadzieścia trzy tysiące, po raz pierwszy –krótka przerwa –Po raz drugi i…
-Daję okrągłe czterdzieści tysięcy dolarów! –krzyknął, jakiś męski głos. Tłum zamarł całkowicie. Markizie Anne zrobiło się słabo, a sędzinie z wrażenia wypadł monokl. Mężczyzna odziany w czarny z wydłużany z tyłu garniturem wyszedł z tłumu. Hermiona przesunęła się do przodu, żeby przyjrzeć się mężczyźnie. Nie mogła dokładnie dostrzec jego twarzy, ale była pewna, że pierwszy raz go tu widzi. Zapamiętała, by przecież mężczyznę od stup do głów odzianego w czerń. Nie mogła w, to uwierzyć, ale tak było. Miał czarne, włosy do ramion i bladą cerę. Czerń kontrastowała z niemal bielą twarzy.
-Czterdzieści tysięcy po raz pierwszy! - krzyknął Malfoy. Mężczyzna w czerni stanął tuż obok Markizy i po niespełna upływie kilku sekund Anne Argante zaczerwieniła się do koloru dorodnego pomidora. Co się z nią działo? -pomyślała Hermiona. Natomiast mężczyzna w czerni stał pewnie i z chłodnym wyrazem twarzy.
-Sprzedany ! Panu…-Sędzia spojrzał na mężczyznę, pytająco.
-Księciu Severusowi Snapowi. –odrzekł aksamitnym głosem.
-Sprzedany, Księciu Severusowi Snapowi za cenę czterdziestu tysięcy dolarów. –Malfoy zastukał młotkiem – Panie Snape, proszę zwrócić się za moment do mnie, po akt własności.
-Oczywiście – odpowiedział i zaraz po Markizie Argante zatracił się w tłumie.
-A teraz wycenimy, sklep pana Farena, znajdujący się na…
-Wszyscy, to wiemy ! - przerwał sędzinie, znów piekarz.
-Proszę z tąd usunąć, pana Stown’a – Malfoy zwrócił się do swoich goryli, którzy od razu zareagowali i wyrzucili z tłumu piekarza.
-Teraz wycenimy, sklep pana Farena, znajdujący się na ulicy Pokątnej. Zacznijmy, tak jak poprzednio od tysiąca dolarów.
Tym razem aukcji nie potrwała długo. Ktoś zaczął się przekrzykiwać, lecz ze swoją niebotyczną ceną, tym razem „trzydziestu tysięcy” wyskoczył znów Książę Severus Snape. Nikt nie podbił ceny. Tłum znów ucichł.
-Sprzedany Księciu Severusowi Snapowi ! –ogłosił Malfoy –Proszę pana Snape’a o odbiór aktów własności.
Hermiona postanowiła, że przyjrzy się tajemniczemu mężczyźnie. Gdy tłum się przerzedził, odeszła powoli czekając, aż
mężczyzna zbliży się do niej i będzie mogła go zaczepić.
Nie miał innego wyjścia.
Jego powóz musiał być, gdzieś na dole wzgórza.
Więc i tak będzie musiał ją minąć. Tak też się stało Książkę zszedł po zboczu, jednak, zanim ona zdążyła cokolwiek
powiedzieć, to, jak rzep przywarł do niej sędzia Luciusz Malfoy.
-Może odwiozę panią ? –zaproponował arystokrata.
-Ohhh…dziękuje,
-Może odwiozę panią ? –zaproponował arystokrata.
-Ohhh…dziękuje,
ale się przejdę. –Nie chciała wsiadać razem z, nim do jednego powozu. Niestety, rodzina Malfoy’ów słynęła z
dziwnych propozycji, takich jak sex za awans. Tylko nie liczni wiedzieli o tym. Ci co chcieli skorzystać lub ci, którzy z niej
skorzystali. Jednak Hermiona nie była żadną z tych osób, to jej przyjaciółka Lavender Brown,
skorzystała z tej propozycji.
-Jest pani pewna? Mogli byśmy porozmawiać.
-Ależ dziękuje. Potrzebuje świeżego powietrza. –Uśmiechnęła się do niego krzywo.
-Więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia. –odpowiedziała i znów zaczęła szukać księcia Snape’a. Napotkała go wchodzącego do powozu, który wczoraj widziała. Na widok pojazdu znów poczuła tę dziwną aurę bólu. Zacineła oczy i przyśpieszyła tempa.
„Zamykam oczy i nie ma mnie
Tak przed bólem schowam się”
-Jest pani pewna? Mogli byśmy porozmawiać.
-Ależ dziękuje. Potrzebuje świeżego powietrza. –Uśmiechnęła się do niego krzywo.
-Więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia. –odpowiedziała i znów zaczęła szukać księcia Snape’a. Napotkała go wchodzącego do powozu, który wczoraj widziała. Na widok pojazdu znów poczuła tę dziwną aurę bólu. Zacineła oczy i przyśpieszyła tempa.
„Zamykam oczy i nie ma mnie
Tak przed bólem schowam się”
Powiem wprost : jak dla mnie rewelka. Historia zapowiada się ciekawie. W ogóle te tytuły Książe, Markiza itd. mnie trochę zdziwiły na początku, ale każdy ma prawo do pisania tak jak uważa. Rozdział zajebisty (przepraszam za wyrażenie, ale nie umiem tego w inny sposób określić) i nie mogę doczekać się następnych.
OdpowiedzUsuń~Havero
Miło czytać, że ci się podoba. ^^
UsuńSzczerze to strasznie się bałam, że będą same negatywne kom :)
ale jak narazie jestem zadowolona ^^
Jej myślałam, że będzie... hmmm no nie wiem takie inne XD Zaskoczyłaś mnie! Bardzo ciekawy pomysł!
OdpowiedzUsuńOd razu wiedziałam, że to Snape. Myślałam, że rozszarpie Malfoy'a ughh ona miała Severus'a poznać itp itd...
No nic pisz dalej. Czekam :D
haha :)
UsuńZobaczysz jak potem akcja się rozkręci ;)
Przynajmniej tak mi się wydaje xD...
Nie wiem dlaczego, ale historia bardzo kojarzy mi się z opowiadaniem 'Zapętleni'. To pewnie przez te wszystkie starsze (?) zwroty. Zauważyłam tylko tańczące przecinki, ale jak wiadomo one żyją własnym życiem, więc cicho sza!
OdpowiedzUsuńCóż mogę jeszcze napisać?
Zainteresowałaś mnie i na pewno jeszcze tutaj zajrzę.
Pozdrawiam,
An.
Muszę się przyznać, że przymierzałam się do czytania Zapętlonych, ale zrezygnowała... nwm czemu tak po prostu xD
UsuńZa przecinki przepraszam, cóż urządziły sobie imprezkę... Następnym razem postaram się im nie pofolgować !
PS.Mam cichą nadzieje, że się jeszcze zobaczymy ;)
Musze powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie :) nie spodziewałam się takiej historii, ale bardzo mi się to spodobało. Mam tylko kilka uwag, znalazłam parę literówek, które zawsze można poprawić, w końcu nikt nie jest nieomylny :) nie wiem czy to błąd telefonu, ale mam strasznie dziwnie poprzenoszone wyrazy tzn cześć wyrazu jest w jednej linii a cześć w innej. Tak tylko mówię, a raczej pisze bo nwnwm czy to wina telefonu czy może blogspotu. Poza tym, jak już wspomniałam, bardzo mi się podoba rozdział, pomysł na historię i wykonanie :) po prostu nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny
Rosenatorka
Dziękuje za komentarz :) ,a co do tych literek, to jakiś błąd z bleggera, nie umiem go usunąć -.- ....
UsuńWow jestem wielką fanką ff Bez cukru i myślałam że żadne inne mi si już nie spodoba, ale to totalnie mnie zaskoczyło i zabieram się do czytania kolejnych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńDziękuje :3 czytaj, czytaj ;3
Usuń