niedziela, 31 maja 2015

Szachista: rozdział 3 ~Characteristic

Kolejny rozdział, mam nadzieję, że do tej pory historia się nie rozkleja :) (choć to tylko 3 rozdział xD )
Z resztą napiszcie mi co sądzicie o tym rozdziale :) 
Kolejny w czwartek ;) ! 
Dziękuję Miyako za betę, jesteś wspaniała ^^ 

>> dwa tygodnie później <<
W życiu brunetki nie wydarzyło się ostatnimi czasy nic specjalnego, jeśli nie brać pod uwagę tego, że ciągle widuje różne kobiety z tym samym czarnowłosym mężczyzną. Była pewna, że to ON. One wciąż inne, a on ten sam… Czasami był nieprzewidywalny inny, ale w głębi duszy czuła, że to potwór, który nie daje jej spać. DOSŁOWNIE! Kobieta nie mogła zmrużyć oka już od tygodnia. Do każdego zmierzchu odliczała minuty. Zawsze o tej samej godzinie próbowała zasnąć, ale bez skutku. Leżała z zamkniętymi oczami i czystym umyłem, próbując oddać się w objęcia Morfeusza. Powoli przestała wierzyć, że zaśnie i zaprzestała prób. Nocą siadała przy świecach w swoim pokoju lub na miniaturowym tarasie pod jabłonią i czytała, albo tak po prostu patrzyła w rozgwieżdżone niebo. Czasami płakała, a czasami dużo myślała, w końcu teraz miała czas. Jak zawsze mówiła, że jej go brak teraz miała go aż nadto. Przerastało ją to przeczucie. Dzisiejszej nocy było jak zwykle, zrezygnowała z próby zaśnięcia, z kuchni wzięła kilka świec i zapaliła je pod jabłonią. Tej nocy niebo było bez gwiazd, zupełnie czyste i spokojne. Usiadła wśród świec i oparła się o pień drzewa. Przywołał do siebie pierwszą lepszą księgę, która przyszła jej na myśl –„Mugolskie choroby” – wierzyła, że w tej księdze znajdzie odpowiedz na to jak się leczyć i znalazła wypowiedz jednego z lekarzy dała jej nadzieję, że może jeszcze nie wszystko jest przesądzone:

„Jak ją leczyć? Specjaliści zaznaczają, że tabletki na bezsenność mogą skutkować”

>><< 
Gdy tylko słońce sięgnęło zenitu Hermiona wzięła kąpiel i przebrała się, żeby potem pełna nadziei poganiać swojego woźnicę
-Szybciej! Szybciej! – krzyczała
-Panienko, zaraz będziemy na miejscu.
-Ileż można?! SZYBCIEJ!
Była może nieco sfrustrowana, ale czym prędzej chciała dostać się do apteki. Gdy byli już na miejscu. Wybiegła z powozu i wpadła przez drzwi do budynku. Na szczęście przy ladzie była tylko jedna osoba. Markiza stanęła tuż, za wysokim mężczyzną i czekała, aż załatwi swoje sprawy. Czas jej się dłużył. Miała wrażenie, że czeka już z godzinę czy dwie, w rzeczywistości upłynęło pięć minut. Mężczyzna pożegnał się oschle i odszedł.
-Witaj kochana. – przywitała ją Minerwa Dumbeldore. – Co u ciebie słychać? Potrzebujesz czegoś?
- Dzień dobry moja miła – uśmiechnęła się krzywo. – Tak, ale mogę prosić cię o dyskrecje?
-Oczywiście. Więc co ci podać?
-Proszę o leki na brak snu. – patrzyła na nią pewnie, skubiąc rękaw sukni.
-Brak snu? – zapytała, poprawiając okulary połówki i próbując wyostrzyć sobie jej obraz, tak jakby to pozwalało jej na lepsze słyszalnie przyjaciółki.
-Tak. – Starsza kobieta obróciła się i wzrokiem zaczęła analizować leki na półkach. Zaklęciem z góry regału przywołała małe białe pudełeczko, ale po chwili przedmiot wzbił się w górę i powrócił na swoje miejsce.
-Przepraszam cię na chwilę. Zaraz wrócę. – Kobieta weszła do pomieszczenia obok lady i zniknęła za futrynami drzwi. Markizę przeszedł nie miły dreszcz, gdy przypominała sobie jej przyjaciółkę w spazmach ekstazy. Poczuła że wypita kawa i zjedzone w nocy jabłka chcą się wydostać z jej żołądka. Odetchnęła i próbowała myśleć o czymś innym, ale jej myśli nie brnęły w dobrą stronę, a mianowicie po jej głowie krążył upiorny czarny powóz. Znów odetchnęła. – Proszę.- wyciągnęła do niej rękę z szarawym pudełeczkiem. – Stosuj je godzinę przed zaśnięciem. Zawarta w nich melatonina naśladuje hormon odpowiadający za sen. Pomogła wielu ludziom. – uśmiechnęła się krzywo.
-Ile płacę? – zapytała wyciągając z małej kopertówki sakiewkę z dolarami.
- Dwadzieścia pięć dolarów.
-Proszę. – wyciągnęła ku jej ręka z pieniędzmi i zauważyła, że gdy długi rękaw sukni Minerwy zsuną się z nadgarstka na jej skórze widniało jakieś znamie. – Co ty tu masz? – położyła pieniądze na ladę i złapała szybko za nadgarstek aptekarki. – Co to za znamię? – przyglądała się małemu pionkowi szachowemu na jej dłoni.
-Przestań. – syknęła i  wyrwała dłoń z uścisku.
-Co to ma znaczyć?
-Jeśli ci nie powiem, to nie dasz za wygraną prawda? – zapytała zmartwiona z zeszklonymi oczami.
-Nie. – popatrzyła na nią groźnie zabierając z lady pudełeczko z lekami.
-Mogę odwiedzić cię po zamknięciu apteki? Nie mogę tu o tym rozmawiać.
-Będę czekać.
>><< 
Hermiona wróciła do siebie bardzo zmęczona. Chciała się zdrzemnąć, ale organizm jak zwykle odmówił posłuszeństwa. Postanowiła, że jeżeli nie może spać to zrobi coś pożytecznego i upiecze ciasteczka. Mogła je kupić, bo mieszkała naprzeciwko piekarni, ale po co jak i tak nie ma co ze sobą zrobić. Do gramofonu w salonie obok włożyła płytę z twórczością Mozarta i kołysząc biodrami w takt muzyki wróciła do kuchni. Postawiła przed sobą wszystkie potrzebne składniki i zaczęła je ze sobą łączyć, cały czas kontrolując się z mugolską książką kucharką.
„Pokrojone na kawałki masło oraz czekoladę połamaną na kostki włożyć do garnka z grubym dnem, dodać kawę, cukier, cynamon, sól i na małym ogniu ciągle mieszając rozpuścić. Odstawić z ognia. Dodać jajka i energicznie wymieszać łyżką na jednolitą masę”
Zrobiła wszytko zgodnie z przepisem. Odstawiła metalowy rondelek na stolik z którego widok miała na piekarnie. Rozbiła jajka i zaczęła łączyć je z masą w naczyniu. Popatrzyła przez okno i jak spełnienie najgorszego koszmaru przed budynek zajechał czarny powóz.
-O nie. – szepnęła cicho.
Odwróciła wzrok i patrzyła jak jajka mieszają się z resztą masy. Nie mogła się powstrzymać. Podniosła czekoladowe oczy i spojrzała przez okno. Na razie nic się nie działo. Powóz tylko stał. Nic się nie dzieje, nic się nie dzieje, nic się nie dzieje…- powtarzała sobie w myślach. Rzuciła okiem do przepisu.
„Dodać przesianą mąkę razem z proszkiem do pieczenia i energicznie wymieszać łyżką na jednolitą masę.”


Obróciła się i z szafki na dole wyciągnęła papierową torebkę z mąką. Powoli zaczęła dosypywać ją do rondelka. Ręce jej dygotały, a policzki spowiła czerwień, czuła się jakby ktoś ja obserwował. Kontrolował jej każdy ruch. Jak gdy była mała i odrabiała z ojcem prace domową z języka polskiego. Zawsze jego sokole oczy wyłapywały każdy błąd i patrzyły czy zdania są spójne i logiczne. ON tam był. Książe Severus Snape. Pisnęła. Zasłoniła dłońmi usta tym samym wypuszczając z nich torebkę z mąką. Patrzył na nią. Uśmiechnął się lekko. Przerażenie Hermiony przerodziło się w złość. Zacisnęła ręce na sukni i patrzyła na niego. Prychnął rozbawiony i wsiadł do powozu. Odjechał. Markiza oddychała ciężko, była wściekła. Co on z nią robi? Nawet się nie znają.
>><<
Równo o godzinie piętnastej w drzwi brunetki zastukała Minerwa Dumbeldore.
-Witaj. – przywitała ją znów starsza kobieta.
-Dzień dobry. – Hermiona uśmiechnęła się promiennie i  zaprosiła ją gestem ręki do środka. Obie usiadły za stolikiem ustawionym pod jabłonią na tarasie. – Kawy? Herbaty ? – zapytała brunetka rozsiadając się w wygodnym fotelu.
-Dziś, poproszę wyjątkowo kawy. – popatrzyła na nią smutno. – Czarnej.
-Widzę, że nie spotkałyśmy się bez powodu. – Arystokratka przywołała do siebie swoją skrzatkę i niechętnie to zrobiła ale poprosiła ją o dwie filiżanki kawy. TO było wbrew jej zasadom, że usługuje jej magiczne zwierze, ale jej zmęczenie daje się we znaki. Niedługo potem skrzat wrócił  z dwoma naczyniami napełnionymi po brzegi czarnym płynem. – Przynieś proszę także Auxiliumio te babeczki, które upiekłam. – zwróciła się do stworzenia, które uśmiechnęło się i wykonało polecenie. – Dziękuję.
-Widzę, iż ty też niedomagasz. – wywnioskowała to po zwróceniu się o pomoc do skrzatki.
-Muszę przyznać ci rację. – wzięła łyk kawy i nałożyła sobie ciastko na talerz. – Aczkolwiek, chciała bym dowiedzieć sie co ma znaczyć te znamię na twoim nadgarstku. – popatrzyła na nią stanowczo. Aptekarka zaczęła nie spokojnie obracać w dłoniach filiżankę.
-Nie wiem od czego zacząć. – nie patrzyła na nią.
-Od początku. – dziobała babeczkę, domyślając się co zaraz usłyszy.
-Tak mi głupio, ale nie mogłam się powstrzymać. On był taki inny. Wyjątkowy. Zachwycił mnie swoją wiedzą i umiejętnościami. Rozmawiał ze mną o wszystkim, czułam że mogę mu ufać. – odparła z lekkim uśmiechem, mordując wzrokiem czarną kawę.
-Mu?
-Owszem. – zaczerwieniła się lekko.
-Kim on jest? – zapytała, chcąc upewnić się w swoim przekonaniu.
-Tak mi głupio, ale…- zrobiła przerwę i popatrzała na nią przenikliwie. – Nie bardzo mogę sobie przypomnieć. – Markiza zakrztusiła się i o mało nie wypluła ciastka.
-Słucham? – zapiła kawą kaszel.
-Dobrze słyszałaś. Zdradziłam Albusa i  nie jestem z tego dumna.
- Ale, nie rozumiem zbytnio jak to wszystko wiąże się z tym co widnieje na twoim nadgarstku. – dalej zajadała się ciastkiem. Minerwa podniosła rękaw swojej sukni i tak jakby z sentymentem, wskazującym palcem, pogładziła dziwne znamię.
- Pojawiło się dopiero po…- nie skończyła. Popatrzyła błagalnie na przyjaciółkę.
-Rozumiem. – odparła. – Konkretnie co to jest ? – wyciągnęła głowę, próbując rozszyfrować zarys na dłoni Minerwy.
-Figura szachowa.
-Mogła bym się jej przyjrzeć ? – zapytała zaintrygowana Markiza, a aptekarka bez słowa wyciągnęła ku niej lewy nadgarstek.
-Próbowałam usunąć to zaklęciami, zamaskować, lecz nic nie podziałało. – jej oczy się zeszkliły.
-Tylko mi tu nie płacz, moja droga. Nie naprawię twoich błędów… - przerwała i dłonią pogładziła znamię. Nie było wypukłe. Wyglądało jak wybite na skórze. Zero skaz. Obrazek idealnie wycieniowany. Gdyby spojrzeć na to z drugiej strony byłby ciekawą ozdobą. Markiza Grenger poczuła jak ogarnia ją jeszcze większe zmęczenie niż zwykle. Jej powieki prawie opadły. Przez jej umysł przemknął czarny powóz. Otrząsnęła się i oddychała powoli nie wzbudzając podejrzeń u starszej kobiety.
- To pion.- stwierdziła. - Jaką ma dokładnie funkcje?

wtorek, 26 maja 2015

Szachista: rozdział 2 ~ I see what I should not.

Jest rozdział!
Wybaczcie mi, że nie było go w poniedziałek, no ale cóż... moja skleroza -.- 
Chcę też dodać, że dziękuje tym wszystkim którzy komentują! Naprawdę wielkie dzięki ^^!
Oraz dziękuje Miyako za zbetowanie <3 !
>><< 
Kilka dni później, Markiza udała się powozem do sąsiedniego miasteczka, żeby poszerzyć swój zbiór ksiąg. Aby dostać się do sąsiedniej mieściny, należy przejechać cały rynek i minąć dom na wzgórzu. (teraz Księcia Snape’a).
Hermiona wyjrzała przez okno powozu, żeby przyjrzeć się posesji. Przetarła oczy w zachwycie. Dom był całkowicie inny. Zdawał się być większy, możliwe, że powiększony był o jedno piętro i odrestaurowany. Jednakże był bardzo mroczny i można było wyczuć wokół niego aurę wrogości.
>><< 
Powóz zatrzymał się, przed nowo otworzoną księgarnią. Markiza Hermiona Granger z pełną gracją, zeszła po stopniach swojego powozu i z podniesioną głową przekroczyła progi sklepu, mając nadzieję zastać w nim swą przyjaciółkę – Ginevrę Weasley. Dzwoneczek u góry drzwi zadzwonił i zaraz za regałów z książkami wyłoniła się ruda czupryna.
-Witaj! – Dziewczyna średniego wzrostu, o dużych błękitnych oczach i ciepłym uśmiechu przytuliła na powitanie Hermionę.
-Cześć. Przy tobie nie muszę odstawiać tych szlacheckich ceregieli.- uśmiechnęła się ciepło markiza.
-No jasne - chwyciła ją za dłoń.- Choć, mam dla ciebie pełno nowych, nieużywanych ksiąg. Przyjechały godzinę temu z drukarni. Prowadziła ją przez niekończące się regały zastawione z góry do dołu księgami.
-Wyśmienicie.
-Uprzedzam, jest ze mną… –zniżyła głos-…baronowa Lavender Brown. Cały czas plotkuje. Nie wiem jak ty ją znosisz. -Przystanęła przy regale i wyjęła dużą, oprawioną w czerwoną skórę księgę. -Nie jest nowa, ale powinna ci się spodobać. Oddał ją tu dość wyjątkowy człowiek. Odziany w czerń. – Wcisnęła w ręce przyjaciółki książkę i podeszła do biurka przy, którym baronowa, obok ładnego stosiku ksiąg, skrobała coś na pergaminie. -Markiza Granger przybyła po księgi.-zaanonsowała.
-Ohhh! Dzień dobry moja droga, zaćwierkała Lavender i ucałowała Hermionę w policzek. - Napijesz się herbaty z cynamonem?
-Nie, dziękuje. - skrzywiła się na myśl o tym ohydztwie. - Ale proszę o kawę.
-Kawę? - zdziwiła się.
-Tak, kawę. Czyżbyście nie posiadali kawy?-Hermiona usiadła na twardym krześle naprzeciwko biurka.
-Skądże. Ginny! Zrób kawę i herbatę.- rozkazała rudej, która widocznie nie miała ochoty usługiwać baronowej. Jednak różniły je stopnie społeczeństwa. Ginerva Weasly była zwykłą, prostą dziewczyną, choć jej brat ostatnimi czasy zdobył jakąś odznakę w wojsku i jest teraz generałem. Jakby pomyśleć, świetna partia. Ale człowiek ten jest strasznie nudny…A baronowa Lavender Brown jest damą. Nie może się równać z marnymi Weasleyami. - Zaraz zawołam służącego, zaniesie twe księgi.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się.
-Jestem strasznie zawiedziona. – odparła smutno.
-Czymże to?
-Posiadłością, której nie mogła nabyć. – Uderzyła lekko pięścią w blat biurka.
-Mówisz, o domku księcia Farena?
-Owszem. -Wpatrzyła się w zachodzące słońce za oknem. - Jakiś nie znany nikomu panicz, przyjeżdża i myśli, że jest nie wiadomo kim! -założyła ręce na piersi.- Hołota pewnie jakaś  !-oburzyła się. -Moja droga, masz w ogóle pojęcie, kim on jest i co robi?
-Nie, a ty masz jakieś pojęcie o nim ? - zaciekawiła się i podparła podbródek dłonią.
-Słuchaj. – Baronowa wpadła w szał plotkowania. Mogła robić to godzinami. -Podobno…Wiem to z sprawdzonego źródła. - zniżyła głos. – On uwodzi wszystkie kobiety. Steruje nimi jak pionkami szachowymi. Teraz pewnie zapytasz mnie skąd to wiem. A dane mi było rozmawiać z jedną z tych omotanych kobiet. Ona nie pamiętała jak znalazła się u niego w komnatach, miała tylko przebłyski. Ale też bardzo nieme. Jednak, co najciekawsze, nie mogła określić, dokładnie jak wyglądała jego twarz.
-Mówisz poważnie?
-A mówiłam, kiedyś coś nie poważnie? –Baronowa zrobiła obrażoną minę.
-No gdyby się zastanowić…-Hermiona udawała zamyśloną-Too…
-Dobra! Mówiłam. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że…-rozejrzała się czy wokół, nikogo nie było i mówiła prawie nie słyszalnym szeptem.
-Uprawia nierząd. –dokończyła za nią Ginny z tacą z napojami i koszyczkiem z herbatnikami.
-Chcesz, żeby mi serce stanęło?! Na boga…Wystraszyłaś mnie. -oburzyła się Lavender.-No ale, nie będziesz tak siedzieć. Do roboty ! Zanieść księgi pani Hermiony. Ruda wykonała polecenie. -Mówię ci, to partia nie godna niczyjej cnoty.
-Może i masz rację.-odpowiedziała. –A właściwie, to skąd masz pewność, czy ta kobie…
-Wybacz mi, klienci. Wiesz o co mi chodzi. – ich rozmowę przerwał dzwoneczek nad drzwiami. - A do cholery jasnej nie mam pojęcia gdzie jest ta głupia dziewucha. -oburzyła się, jednak ucałowała Hermione w policzek i znikła za jakimś regałem.
Markiza Granger w duchu zastanawiała się nad całym sensem wypowiedzi blondynki. Przecież kobieta mówiła, że nie pamięta jego twarzy. To skąd do cholery wiedziała, że to książę Snape? Skąd ja się pytam ? Ehhh…to jest niedorzeczne ! – stwierdziła i dopiła kawę. Poszła poszukać Lavender lub Ginny, żeby pożegnać się z którąś z nich. Weszła w szereg regałów i usłyszała gdzieś pomiędzy nimi westchnienie i cichy chichot. Kierowała się w stronę dźwięku.  Zgubiła go. W księgarni zrobiło się absolutnie cicho. Zaczęła się  wycofywać. Przez duże okno dojrzała swoją rudą przyjaciółkę, która wdała się w rozmowę z jej woźnicą. Znów ten dźwięk! Ktoś zachichotał. Zanurzyła się znów w szereg ksiąg i nasłuchiwała, tym razem nie mogła stracić tego dźwięku. Była blisko. Słyszała go za kolejnym regałem. Podeszła do niego i wysunęła jedną z ksiąg. Zasłoniła ręką usta. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Baronowa w rozpiętej sukni obściskiwała się z kimś gorąco. Kto mógł być wybrankiem Lavender? Hermiona próbowała dostrzec twarz owego mężczyzny, lecz dość masywna budowa kobiety zasłaniała sylwetkę tajemniczego panicza. Co dziwne, był ubrany na czarno. W sumie, każdy w mieście mógłby być tak ubrany! Para zaczęła gorączkowo się rozbierać i zbliżać do regału, za którym stała markiza. Brunetka wsunęła szybko księgę i pośpiechu wybiegła.
 >><<
Hermiona całą drogę powrotną do Denar analizowała to, co zobaczyła w księgarni. Niby Lavender nie miała nikogo. Szukała kogoś na męża, ale żeby tak publicznie? Przecież ktoś mógłby ich zobaczyć i co wtedy? Matka Baronowej Brown nie była by zadowolona z tego, że jej landryneczką (Matka Baronowej Lavender Brown, często używała tego zdrobnienia zwracając się do córki) obściskuje się z byle kim! Choć gdyby spojrzeć na to z innej strony, to oddała się sędzinie Malfoy’owi. Więc raczej nie powinno jej to dziwić.
-Proszę zajechać do najbliższej apteki. – zwróciła się do woźnicy, który na odpowiedz pokiwał głową.
Przejechali obok wzgórza, skręcili w pierwszy zakręt i gdy dotarli na miejsce zaczęło się ściemniać. Powóz stanął tuż za tym czarnym, przywołującym ból wozem. Czyżby Książe Snape był w aptece ? – zastanawiała się wychodząc z powozu. Do wozu przed nią podleciał szczupły brunet, który ukłonił się przed nią i ze środka wyciągnął drewnianą skrzynkę, która zabrzęczała. W środku musiały być jakieś fiolki. Brunetka weszła do apteki zaraz za mężczyzną. Zadzwoniła dzwoneczkiem przy ladzie i czekała, aż ktoś do niej podejdzie. Znów zadzwoniła, gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi i znów. Co się dzieje z tymi ludźmi ?
-Halo, jest tu kto? – zawołała markiza Grenger, lecz bez skutku.
Znów zadzwoniła dzwoneczkiem, dając sobie ostatnią szanse, ale ciągle to samo. Nikt nie raczył jej obsłużyć. Postanowiła, że jeśli znajdzie właścicielkę apteki – Panią Minerwę Dumbeldore, która była jej przyjaciółką, to osobiście skarci ją z góry do dołu. To przecież horror, żeby czekała ! Weszła za ladę sklepu i nacisnęła złotą, zużytą już klamkę drzwi, które ustąpiły. Weszła do małego pomieszczenia z dwoma drzwiami. Za jednymi musiał być składzik z lekami, za drugimi zaś, kwatery Państwa Dumbledore. Sprawdziła, czy kobiety nie ma w składziku, jednak drzwi były zabezpieczone zaklęciami obronnymi. Zapukała w kolejne drzwi, nie chcą wchodzić nieproszona. Gdyby przekroczyła komnaty Pani Dumbeldor, bez zaproszenia wyszłaby na prostaczkę. Raz się żyję ! - pomyślała, gdy nikt nie otworzył jej drzwi. W mieszkaniu było cicho. Nikogo chyba nie było. Przecież ten mężczyzna, który wszedł przede mną musiał gdzieś tu być. – stwierdziła i zaczęła rozglądać się po mieszkaniu, aptekarki. Weszła w długi wąski korytarz i zobaczyła słabe światło za uchylonych drzwi. Podeszła bliżej. Chciała wejść do środka pokoju z którego wydobywało się światło jednak powstrzymała się słysząc rozmowę Pani Dumbeldor z jakimś mężczyzną:
-Na boga. – jęknęła – Gdzieś ty był? – zapytała nonszalancko jej przyjaciółka.
-Szukałem Cię. – odpowiedział męski, skądś znany głos Hermionie.
-Ohh…przestań! Na Boga! CO ty ze mną…-nie dokończyła, jęknęła głośno tak jakby w spazmach euforii. Markiza próbowała dojrzeć rozmawiającą parę przez uchylone drzwi, jednak nic z tego.
-Ciszej, jeszcze ktoś Cię usłyszy chcesz tego? – zapytał mężczyzna.
-Jak mam nie krzyczeć, skoro cały czas doprowadzasz mnie do szaleństwa.- zachichotała kobieta. - Ale masz rację. Słodka Kirkę. Drzwi są otwarte ! – jęknęła przerażona aptekarka.
-Zamknij je. –rozkazał jej męski głos.
Hermiona osunęła się w głąb korytarza i czekała, aż drzwi zamkną się. Podeszła do nich i schyliła się do dziurki od klucza. Zamknęła jedno z oczu i przyglądała się całej sytuacji w pokoju. Zrobiło jej się słabo i o mało nie przechyliła się do tyłu z wrażenia. W pomieszczeniu tyłem do niej stał nagi, bardzo blady mężczyzna i co dziwne z czarnymi włosami do ramion. Jego sylwetkę oplatały nogi Pani Dumbeldore. Pan Snape? -zapytała siebie Hermiona.
-Ohhh…Książe – jęknęła kobieta w pokoju, gdy ruch bioder mężczyzny przyśpieszył –Matko Boska, nie wytrzymam ! – krzyknęła.
Hermiona odwróciła wzrok, nie mając ochoty widzieć jak starsza kobieta dochodzi w objęciach młodszego od niej o kilka lat mężczyznyPo słowach swojej przyjaciółki, jednak upewniła się w plotkach usłyszanych od baronowej. Merlinie, przecież ta kobieta była zamężna od kilkunastu lat z największą szychą w mieście - Burmistrzem Albusem Dumbeldorem, a mężczyzna w pokoju na pewno nie był jej małżonkiem.  Przecież jest tak poczciwą i szanowaną kobietą. Co sprowadziło ją na tą ścieżkę? No tak… per pan wybzykam wszystkie kobiety w mieście. Inaczej Minerva od tak, nie oddałaby się innemu mężczyźnie. To wszystko było dziwne! – stwierdziła trochę przerażona.  Wyprostowała się i kilka razy odetchnęła ciężko. Wydostała się z mieszkania Państwa Dumbeldore i zamknęła za sobą cicho drzwi. Obróciła się ku wyjściu. Pisnęła cicho. Przy ladzie stał oparty ten sam mężczyzna, który wnosił do apteki skrzynkę.
-Co widziałaś ? – zapytał.
Markiza Granger nic nie odpowiedziała . Chciała się szybko wydostać ze sklepu.
-Co widziałaś? – znów zapytał, gdy ta ruszyła do wyjścia. –Stój! – ryknął i chwycił ją boleśnie za dłoń, wbijając w jej brzuch różdżkę. –Mów! – zażądał. Kolejny prostak! – pomyślała.
-Wybacz, mój drogi panie, ale w związku z pańskiem aroganckim zachowaniem nie zamierzam udzielić odpowiedzi na zadane pytanie. – odpowiedziała z nutą goryczy w głosie.
-Gadaj babo ! – Potrząsnął jej ciałem w gniewie. Hermiona odetchnęła głęboko, żeby nie wybuchnąć zaraz.
-Jak sądzę, mężczyzna w pokoju mojej przyjaciółki Minervy, jest twoim panem i powinien on odpowiedzieć za swoje karygodne zachowanie. – przerwała, gdy usłyszała znów głośny krzyk ekstazy. Spojrzała groźnie na mężczyznę i uniosła dumnie głowę. – Nawet gdybyś sprawił, że zapomnę o tym incydencie, o ile wiesz jak to zrobić. – spojrzała na niego z pogardą – To twój właściciel, drogi…- przewertowała go wzrokiem z góry do dołu- Chłopie – dodała, z grymasem obrzydzenia na twarzy – Jest w centrum zainteresowania całej miejscowej śmietanki towarzyskiej.
- I co to ma niby znaczyć ? – sarknął niedbale.
-Znaczy to, iż twój szanowny pan, jeśli wierzyć plotkom i tym co dane mi było widzieć, za przeproszeniem pieprzy wszystko co się rusza. – uśmiechnęła się wrednie .
- Głupie babsko ! – ryknął mężczyzna i wbił mocniej różdżkę w brzuch Hermiony. Dziewczyna jęknęła cicho z bólu i zgięła się lekko w pół. –Myślisz, że możesz obrażać mojego pana?! Ty głupia kurwo! – znów ją wyzwał i wzmocnił uścisk na jej dłoni. – Co teraz powiesz ? Cruc…
-Przepraszam, czy coś się stało ? – zapytała jakaś postać w mroku pomieszczenia, tym samym przerywając mężczyźnie. –Ohh…Korneliuszu, co ty robisz tej damie? Puść jej rękę. –Hermiona poznała barwę głosu, tajemniczego przybysza.
-Mój panie, ta…-powstrzymał się od tego, żeby znów nie rzucić obelgą w jej stronę- baba, obraziła cię !
-Korneliuszu. – zaczął – Po pierwsze jak ty się wyrażasz? – Powoli zbliżał się do nich. – Mówiłem Ci tyle razy, że do kobiety należy mieć szacunek. – stanął tuż przed nimi, a Hermiona upewniła się w przekonaniu, że przed nią stoi sam Książe Severus Snape. - Poluzuj uścisk na tej aksamitnej dłoni. – rozkazał mu, a mężczyzna posłusznie wykonał polecenie. –Proszę wybaczyć zachowanie, mojego służącego. – uniósł jej dłoń i w miejscu, gdzie czerwieniła się skóra złożył pocałunek.
-Proszę przestać! – oburzyła się. –Co pan sobie myśli! – uderzyła go w policzek.
-Ja…
-Proszę się nie tłumaczyć! – przerwała mu. - Wiem co nieco o Panu i nie zamierzam rozmawiać z taki…-brakowało jej słów- takim…takim gburem ! - jako dama nie mogła się wyrażać nieprzyzwoicie, dlatego to jedyne słowo, które przyszło jej do głowy. 
Książe uśmiechnął się lekko, już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Hermiona zignorowała go i w szlacheckim stylu wyszła z apteki.
>><< 

Markiza Hermiona Granger zasnęła bardzo wzburzona. Można powiedzieć, że nie spała, bo jak można nazwać sen, w którym człowiek miota się, cały czas nerwowo otwiera oczy i czuję czyjąś obecność w pokoju?

poniedziałek, 18 maja 2015

Szachista:rozdział 1 ~Open your eyes, and see my.

Okey, mamy pierwszy rozdział!
Szczerze, po waszych wczorajszych komentarzach i uwagach, boje się, że nie spodoba wam się rozdział :/ 
Nie chcę was zawieść >.< !
Napiszcie mi, co o tym sądzicie i czy chcecie 2 rozdział...

Inspirowane piosenką z filmu "Przebudzenie" ~Link~
>><<
W oddalonym od Londynu o trzy tysiące kilometrów miejscu, było miasteczko. Nie za duże, nie za małe. Zwało się one Denar. Gdyby przetłumaczyć nazwę miasteczka z słoweńskiego na polski, znaczyło, by to pieniądze. Ten, kto był założycielem miasta musiał wiedzieć ,że miasteczko te zamieszkiwać będą tylko i wyłącznie książęta oraz lordowie. Cała pobliska szlachta oddała, by wszystko (Dosłownie ! Zdarzały się przypadki, że kobiety sprzedawały swoje dziewictwo. NIE ŻARTUJE !) żeby właśnie zamieszkać w tej oto mieścinie, w której,  rozwinęło się perfumiarstwo. To miejsce słynęło z naprawdę cudownych perfum. Zjeżdżali tu ludzie z różnych zakątków świata, żeby zachwycać się najlepszymi zapachami w całej Anglii! Tu też żył i tworzył poczciwy książę Johann Farina. Zamieszkiwał on wbrew swojemu tytułowi w bardzo skromnym domku na wzgórzu. Wielu przedstawicieli handlowych chciało odkupić od Johann’a tę posiadłość, lecz on nie zgadzał się twierdząc, że sprzeda te posiadłość wyjątkowej osobie lub, gdy jego życie dobiegnie końca. I tak też się stało książę Johhan Farina zmarł.
 Zadzwonił dzwoneczek wiszący nad drzwiami.
-Witaj ,Johann ! –zawalała, przyjaciółka mężczyzny –markiza Anne Argent. Jednak nie dane jej było usłyszeć odpowiedzi. Zmarszczyła czoło i podeszła do lady. Popatrzyła na duży zegarek, który wisiał na sklepowej ścianie i zaczynała się niecierpliwić –Joh ! –zawołała znów. Zwykle jej kochany Johann, witał ją herbatą z cynamonem (Ohydztwo! Piją to tylko dlatego, że jest taka moda…) –Joh ! –Weszła za ladę i odsunęła kotarę oddzielającą sklep od pracowni. –Johann, złotko nie żartuj sobie. Wiesz, że tego nie cierpię – Zrobiła krok w stronę   pracowni przyjaciela i puls jej przyśpieszył. –Johann ! –krzyknęła widząc mężczyznę leżącego na ziemi, bez życia. Markiza podeszła do mężczyzny i uśmiechnęła się złośliwie. -W końcu Johann, miłego tam na górze ! –kopnęła lekko ciało byłego przyjaciela i podeszła do półek pracowni, gdzie alfabetycznie były poustawiane małe brązowe fiolki z zapachami. Wpakowała kilka do torebki. Jedną fiolkę wcisnęła w dekolt, nie mając już miejsca w małej torbeczce. Obróciła się upewniając, że książę Farina, dalej leży nie ruchomo i zadowolona z siebie wybiegła ze sklepu. Przed budynkiem zaczęła płakać i lamentować, że jej ukochany przyjaciel nie domaga.
 Wkrótce okazało się ,że książę Johann Farina ,po nie udolnej sekcji zwłok, zmarł na zawał serca. Jednakże niedługo po tym incydencie, maż markizy Anne Argente, mający przeciętną perfumerie, stał się jednym z najbardziej znanych ludzi w mieście. Dzięki skradzionym fiolką jego perfumeria stała się prawie tak dobre, jak świętej pamięci księcia Farina. Ich interes rósł w dobre. Markiza miała teraz chrapkę na dom byłego przyjaciela. Chciała wyburzyć cały ten budynek i wybudować tam dla siebie kolejny pałacyk, w którym urządzała, by wszelkie bale. Ale nie tylko ona miała ochotę posiąść te posiadłaś, znany zielarz - Lord Ernest Smith również chciał kupić te posiadłość tak samo, jak kilkoro innych ludzi z miasteczka – Księżna Emma Withon, czy Baron Lu Love. Wszyscy ci ludzie udawali jego przyjaciół. Wszyscy udawali zaufanie i pomoc. Johann twierdził, że otacza się przyjaciółmi, jednak, gdy spojrzeć na to z innej strony, po jego śmierci, tak naprawdę był samotny. Nie miał dzieci, jego żona zmarła młodo. Zaledwie dwa lata po ślubie opuściła go, za sprawą zielarza. Dosypał jej do herbaty zamiast cynamonu, cyjanku ,który wywołały ,że jej serce stanęło. Teraz nawet nikt nie pojawił się na jego pogrzebie, no może z wyjątkiem Markizy Hermiony Granger, która często kupowała perfumy księcia Farina. Ceremonia pochówku, odbyła się szybko w, zaledwie niespełna pół godziny młoda kobieta mogła powrócić do siebie. W drodze powrotnej zastanawiała się co teraz stanie się z włościami księcia. Chciała, by mieszkać w jego domu, choć wymagał on trochę poprawek, to była, by bardzo przyjemną oazą spokoju. Domek na wzgórzu marzył się już Markizie od kilku ładnych lat, jednak w dalszym ciągu odmawiała go sobie. Teraz również musiała, to zrobić, gdyż fundusze nie pozwoliły, by jej na zakup tej posiadłości, choć obiecała sobie, że stawi się na aukcji domu, która miała odbyć się jutro. Ani się obejrzeć, a całą drogę powrotną pozwoliła sobie na rozmyślanie o księciu. Wyjęła z torebki mały złoty kluczyk i wsadziła do zamka. Kobieta mieszkała w dość ładnym skromnym mieszkanku położonym w środkowej części Denar. Zanim zamknęła drzwi przez jej oczy przemknął  duży czarny powóź, ciągnięty również przez dwie czarne klacze. Całość prezentowała się zdumiewająco, jednak wydawać mogło się, że przez ulicę przejechała śmierć. Pozwóź przywoływał najgorsze wspomnienia i ból. Hermionę przeszedł dreszcz. Zamknęła za sobą drzwi.
„Z głębi wołam Cię, otwórz oczy, zobacz mnie”
>><<
Kolejny poranek był słoneczny. Pogoda, ciepła i przyjemna w sam raz, żeby wyjść na spacer. Jednak nie, Hermiona nie mogła sobie pozwolić na spacer, miała iść na aukcję, która zacznie się o godzinie dwunastej. Po obfitym śniadaniu, udała się do swojej sypiali. Otworzyła szafę i wzrokiem przewertowała wszystkie suknie. O ta ,będzie idealna! –pomyślała i narzuciła na siebie śliczną pastelową suknie. Włosy ułożyła w elegancki kok i w sumie była gotowa, ale do dwunastej jeszcze masa czasu. Postanowiła, że poćwiczy zaklęcia. Tylko u siebie mogła to robić. Gdyby zrobiła publicznie coś magicznego, czekała, by ją niewyobrażalna kara. Tylko mężczyźni mogli używać magii. Upłynęła godzina, gdy kobietę znudziło już rzucanie zaklęć. Spojrzała na zegar: w pół do dwunastej. Mogła już wychodzić. Nie chciała jechać, powozem. Postanowiła, że zaczerpnie świeżego powietrza.
>><<
Aukcja odbywała się tuż przed domem. Zrobił się duży tłok. Markiza Hermiona Granger wcisnęła się w tłum i z swojej prawej strony miała Markizę Anne Argente, a z lewej Baronowa Lavender Brown. Przed domem razem ze swoimi dwoma gorylami i małym drewnianym panteonem ustawił się sędzia Luciusz Malfoy. Arystokrata uderzył kilka razy małym, czarnym młoteczek, żeby uciszyć tłum. Zaczął mówić, gdy wszystko ucichło:
-Witam wszystkich zebranych ! - Poprawił monokl na prawym oku –Zebraliśmy się tu,  żeby wycenić dom naszego wspólnego przyjaciela Księcia Johanna Farena. – „Do rzeczy!” ryknął ktoś w tłumie –Proszę o spokój panie Stown –miejscowy piekarz –Po wycenieniu domu przeze mnie, oczywiście. Proponuje zacząć od sumy tysiąca dolarów.
I tak się zaczęło zielarz chcą się wybić ryknął „trzy tysiące”. Następnie Markiza Argente podbiła cenę do sześciu tysięcy. Hermiona nawet nie próbowała przebić się przez ludzi wykrzykujących swoje ceny. Piekarz ryknął „dziesięć”; Lavender „jedenaście”; księżna Emma Withon „piętnaście”. Rozwścieczona Markiza Anne Argante wyszła z tłumu i heroiczną ceną dwudziestu trzech tysięcy dolarów wywołała ciszę, wokół wszystkich zebranych.
-Ktoś da więcej ? –zapytał sędzia Malfoy. –Nie? Dwadzieścia trzy tysiące, po raz pierwszy –krótka przerwa –Po raz drugi i…
-Daję okrągłe czterdzieści tysięcy dolarów! –krzyknął, jakiś męski głos. Tłum zamarł całkowicie. Markizie Anne zrobiło się słabo, a sędzinie z wrażenia wypadł monokl. Mężczyzna odziany w czarny z wydłużany z tyłu garniturem wyszedł z tłumu. Hermiona przesunęła się do przodu, żeby przyjrzeć się mężczyźnie. Nie mogła dokładnie dostrzec jego twarzy, ale była pewna, że pierwszy raz go tu widzi. Zapamiętała, by przecież mężczyznę od stup do głów odzianego w czerń. Nie mogła w, to uwierzyć, ale tak było. Miał czarne, włosy do ramion i bladą cerę. Czerń kontrastowała z niemal bielą twarzy.
-Czterdzieści tysięcy po raz pierwszy! - krzyknął Malfoy. Mężczyzna w czerni stanął tuż obok Markizy i po niespełna upływie kilku sekund Anne Argante zaczerwieniła się do koloru dorodnego pomidora. Co się z nią działo? -pomyślała Hermiona. Natomiast mężczyzna w czerni stał pewnie i z chłodnym wyrazem twarzy.
-Sprzedany ! Panu…-Sędzia spojrzał na mężczyznę, pytająco.
-Księciu Severusowi Snapowi. –odrzekł aksamitnym głosem.
-Sprzedany, Księciu Severusowi Snapowi za cenę czterdziestu tysięcy dolarów. –Malfoy zastukał młotkiem – Panie Snape, proszę zwrócić się za moment do mnie, po akt własności.
-Oczywiście – odpowiedział i zaraz po Markizie Argante zatracił się w tłumie.
-A teraz wycenimy, sklep pana Farena, znajdujący się na…
-Wszyscy, to wiemy ! - przerwał sędzinie, znów piekarz.
-Proszę z tąd usunąć, pana Stown’a – Malfoy zwrócił się do swoich goryli, którzy od razu zareagowali i wyrzucili z tłumu piekarza.
-Teraz wycenimy, sklep pana Farena, znajdujący się na ulicy Pokątnej. Zacznijmy, tak jak poprzednio od tysiąca dolarów.
Tym razem aukcji nie potrwała długo. Ktoś zaczął się przekrzykiwać, lecz ze swoją niebotyczną ceną, tym razem „trzydziestu tysięcy” wyskoczył znów Książę Severus Snape. Nikt nie podbił ceny. Tłum znów ucichł.
-Sprzedany Księciu Severusowi Snapowi ! –ogłosił Malfoy –Proszę pana Snape’a o odbiór aktów własności.
Hermiona postanowiła, że przyjrzy się tajemniczemu mężczyźnie. Gdy tłum się przerzedził, odeszła powoli czekając, aż
mężczyzna zbliży się do niej i będzie mogła go zaczepić. Nie miał innego wyjścia. Jego powóz musiał być, gdzieś na dole wzgórza. Więc i tak będzie musiał ją minąć. Tak też się stało Książkę zszedł po zboczu, jednak, zanim ona zdążyła cokolwiek powiedzieć, to, jak rzep przywarł do niej sędzia Luciusz Malfoy.
-Może odwiozę panią ? –zaproponował arystokrata.
-Ohhh…dziękuje,
ale się przejdę. –Nie chciała wsiadać razem z, nim do jednego powozu. Niestety, rodzina Malfoy’ów słynęła z dziwnych propozycji, takich jak sex za awans. Tylko nie liczni wiedzieli o tym. Ci co chcieli skorzystać lub ci, którzy z niej skorzystali. Jednak Hermiona nie była żadną z tych osób, to jej przyjaciółka Lavender Brown, skorzystała z tej propozycji.
-Jest pani pewna? Mogli byśmy porozmawiać.
-Ależ dziękuje. Potrzebuje świeżego powietrza. –Uśmiechnęła się do niego krzywo.
-Więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia. –odpowiedziała i znów zaczęła szukać księcia Snape’a. Napotkała go wchodzącego do powozu, który wczoraj widziała. Na widok pojazdu znów poczuła tę dziwną aurę bólu. Zacineła oczy i przyśpieszyła tempa.
„Zamykam oczy i nie ma mnie
Tak przed bólem schowam się”
 

niedziela, 17 maja 2015

Prolog: Szachista

 Dzisiaj zamieszczam prolog do nowe opowiadanie ~Szachista~ Całe to dzieło będzie liczyć ok. 10 rozdziałów? Tak mi się wydaje. [ Trochę was pomęczę i 1 rozdział wrzucę jutro;) ] Możliwe, że może być więcej. Obecnie nie skończyłam pisać jeszcze tego, ale mam większą połowę, tak mi się przynajmniej wydaje...
Proszę o wasze opinie w komentarzach, czy wam się podoba :)
Dzięki !
>><<
TY odebrałeś mi sen.
Ciągle Cię widzę, ale nie przy mnie.
Wciąż z inną kobietą.
Na początku nienawidziłam twojej arogancji.
Potem zacząłeś mnie intrygować, ale
wciąż nie mogłam rozwikłać Twojej zagadki,
w której ty próbowałeś mnie ustawić, ale ja
nie byłam pionem, tylko skoczkiem.
Nie przewidywalna, mogę zrobić ruch w przód lub na boki,
nie mknę wciąż ślepo do przodu.
TY jako hetman,
pewny siebie,
pełne pole do popisu, ale
w głębi duszy widzę, że jest inaczej.
TY jesteś inny.
Wrażliwy.
Taki jesteś.
Nie ukrywaj się pod maską.
Rozszyfrowałam Cię. 
A może, to TY zdradziłeś mi jak grać w tę grę?

wtorek, 5 maja 2015

Wywiad~cz.3

To ostatnia część~Wywiadu~ i muszę powiedzieć, że zniknę na co najmniej dwa tygodnie ? Raczej tak, ale robię to dla was :)
Piszę kolejny dłuższy ff, myślę, że tak może ok 7-8-10 rozdziałowe, chcę żeby był dopracowany w najmniejszych szczegółach ;) !
Dodaję i idę pisać ^^
Życzcie mi weny ;)
Aaa... no i oczywiście kolejna część dla truskaweczki Natali. <3

UWAGI DO TEKSTU:
Kursywą są pisane myśli bohaterów.

>><<
Rita Skitter dumnym i pewnym krokiem podążała do jednej ze swoich ulubionych pracownic. Czuła ,w kościach ,że ten dzień będzie wyjątkowy. Była niemal o tym przekonana !
-Witaj słoneczko !-zaćwierkała Rita, wchodząc do gabinetu Hermiony.-Jak praca ? Pewnie świetnie jak zawsze. –poprawiła okulary i podeszła rozpromieniona do biurka. Brunetka skryła twarz w włosach. Coś chyba nie tak…U! PLOTECZKI !-pomyślała Rita,przyglądając się swojej pracownicy. MUSZE się dowiedzieć CO! –zagrzmiała z zachwytu w myślach. –Mam dla ciebie do napisania rubrykę z newsami magicznymi.- Położyła na jej biurko stertę notatek. Hermiona pokiwała głową w odpowiedzi i pociągnęła nosem. Dziennikarka znów poprawiła okulary, zmrużyła oczy i dojrzała, że pod spuszczoną głową kobiety czerwienią się policzki. Jest chora ? Założyła ręce na piersi :
-Kochanie, jesteś chora ? –zaniepokoiła się Rita .-Możesz się zwolnić ,jeśli źle się czujesz.
-Absolutnie.- Znów pociągnęła nosem.
-Hermiono Grenger ,nie chcę żebyś kogokolwiek w redakcji pozarażała. Nie potrzebuję, tu epidemii. –przysiadła na biurku kobiety. Brunetka wybełkotała, coś na odpowiedz. -Słucham? –znów ten bełkot. Rita zirytowała się .Nienawidziła, gdy, ktokolwiek mówił do niej niezrozumiale. –Kochana ! –uniosła jej spuszczony podbródek i pomiędzy pasmami brązowych loków, dojrzała czekoladowe, zapłakane oczy. -Moja droga…-PLOTECZKI! –Dlaczego płaczesz? –uśmiechnęła się, do niej słodko.
-Nie ważne. Zajmę się pracą .–Hermiona uśmiechnęła się krzywo i zaczęła czytać notatki.
-O nie! Jesteś roztrzęsiona. Nie ma mowy ,żebyś coś teraz sensownego napisała. Potrzebujesz teraz -przerwała z nutą ekscytacji. -Rozmowy.
-Nie chcę o tym rozmawiać.
-Będzie ci lepiej. –uśmiechnęła się znów słodko i wyciągnęła z jej rąk notatki. -Spokojnie, przecież nikt się nie dowie..-NIE DAM ZA WYGRANĄ!
-Nie wiem. –brunetka schowała twarz, w dłoniach.
-Ale ja wiem, kochana. Mów. -Poprawiła spódnicę.
>><<
Zbliżało się już południe. Snape ciężko pracował w swojej pracowni, którą urządził sobie w piwnicy. Otarł czoło z potu ,wrzucił jeszcze coś do kociołka i zamieszał. Głód zaczynał go dręczyć. Znów zamieszał roztwór w kociołku. Przywołał do siebie dość potężną księgę i próbował zając myśli czymś, byle, żeby teraz nie wyjść z pracowni. Zaczęło się. Jego brzuch domagał się jedzenia. Kiszki marsza grały mu. To było nie do wytrzymania. Zamknął księgę i przywołał skrzata ,który za kilka minut postawił przed, nim pełen talerz z jedzeniem. Severus rzucił się na jedzenie jak dzika hiena. Nie zwracając uwagi co dzieje się za jego plecami. Kociołek, który był za, nim zaczął bulgotać ,a jego objętość zwiększała się niebezpiecznie. Kolejny kawałek kurczaka, zgubił się w ustach Snape. TRAZASK ! Kociołek wybuchł i osmalił wszystko wokół.
-Niech to szlak ! –wrzasnął i obrócił się, żeby sprawdzić, ile szkud wywołał wybuch. Na szczęście, wszystko było pokryte tylko ciekom warstwą czarnego pyłu. -Cholera jasna i ja mam to sprzątać ?O nie, nie, nie. –przywołał do siebie znów skrzata i rozkazał mu, zając się oczyszczeniem jego pracowni, a sam wyniósł się z talerzem do salonu, gdzie rozsiadł się w swoim ulubionym fotelu i dalej kontynuował jedzenie. Miał wrażenie, że o czymś zapomniał .Dręczyło go to uczucie. Co to mogło być ? Do jego mieszkania ,przez okno w salonie wleciała czarna sowa.
-NO TAK ! –krzyknął i zerwał się z miejsca, odmawiając sobie dokończenia jedzenia. Wziął szybki prysznic i przebrał się wczystą, czarną koszule i eleganckie czarne, plisowane spodnie. Nie miał czasu iść na piechotę .Choć kusiło go, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Nie, nie było czasu. Aportował się do budynku redakcji Proroka Codziennego i bez pytania wtargnął do gabinetu Rity.
-Kogo to niesie ! –ryknęła Rita ,podnosząc okulary z nad jakiś papierów. –O ! Severusie ! Wybacz mi. Miło cię widzieć .Wstała za biurka i pocałowała mężczyznę w oba policzki.
-Opanuj się Rita .–Odepchnął kobietę.
-Ohhh…wybacz mi. –Zachichotała słodko.-Ty w sprawie moich propozycji seksualny…
-Nie. –przerwał jej widząc, co ta szurnięta kobieta ma na myśli.-Usunęłaś ten wywiad z gazet?
-Oczywiście. –odpowiedziała zrezygnowana dziennikarka.
-Na twoje szczęście. –odpowiedział chłodno.-Żegnaj.-Już miał wyjść, gdy Rita chwyciła go za dłoń. Snape zmarszczył czoło w odpowiedzi.
-Severusie, jeśli nie możesz uszczęśliwić mnie to chociaż…
-Co ?
-Uszczęśliw ją.
-O kim mówisz ?
-O Hermionie.
-Co z nią? –Snape zaniepokoił się, jednak nie okazywał tego po sobie.
-Płakała dziś cały dzień, jest w fatalnym stanie…
-Czemu jej stan, mam mnie obchodzić ?-sarknął ponuro.
-Myślałam, że macie się ku sobie. No, ale myliłam się. –Odeszła od niego i przysiadła na swoim biurku.-Pewnie, nie zainteresuje cię fakt nawet, iż zerwała zaręczyny z Ronem. Ale co cię to obchodzi –Machnęła ręką i wzięła z biurka jakąś kartę. 
Jeśli mówisz prawdę Rita ,to może zastanowię się czy się z tobą nie przespać !
-Nie interesuje mnie, jej życie prywatne –Skłamał .
Gdzie ona jest ? I KIEDY ? znów powróciło do niego te pytanie „kiedy ?”
-Kończy pracę. –Rita jakby odczytała jego myśli. -Może będzie jeszcze w gabinecie .Jak nie to wraca, do domu na piechotę. –Uśmiechnęła się do niego słodko i wróciła do analizy kartki, którą trzymała w rękach.
-Żegnaj. –Sarknął ponuro i pobiegł w stronę gabinetu Grenger, gdzie wcześniej ona doprowadzała go do euforii. Pokonał schody, żeby potem przebić się przez tłum ludzi. Zdyszany zatrzymał się przed drzwiami jej gabinetu. Poprawił kołnierzyk i odgarnął włosy .Zapukał do drzwi. Nikt się nie odezwał. Pociągnął za klamkę, jednak drzwi nie ustąpiły .
-Niech cię GRANGER ! –ryknął Snape. To będzie dzisiaj ! –pomyślał i wybiegł z budynku Proroka, żeby, odnaleźć JĄ.
>><<
Znów zaczynał padać deszcz .Pogoda w Londynie była okropna. Hermiona zmęczona i w ponurym humorze wolno szła do domu. Mokre włosy oplatały jej twarz. Nie chciała ich odgarniać. Szła trochę na ślepo. Deszcz nasilił się. A zmrok zaczynał pochłaniać miasto. Przyśpieszyła kroku, nie chcąc iść całkowicie po ciemku. Rozmyślała nad tym jak długo była z Ronem, jak go kochała, ile ze sobą przeżyli, a teraz? Wróci do pustego mieszkania. Całkiem sama. Zamyślona, nie zauważyła, że ktoś idzie w jej stronę. Otarła twarz chusteczką i dalej myślała - Dlaczego mnie zostawił? Kobieta niebezpiecznie zbliżała się do postaci. Dlaczego porzucił właśnie teraz ? ...Plask. Zderzyła się z czymś. Zacisnęła mocno oczy w nadziei ,że upadek nie będzie bolał, jednak ona stała w miejscu. Przed upadkiem uratowały ją silne ramiona, które oplatały jej sylwetkę .Poczuła znajomy zapach –cytryny i mięty. Wtuliła się mocniej w to coś i podniosła zdezorientowany wzrok w górę, aby ujrzeć twarz tego co ją uratowało, jednak ujrzała tylko ciemną plamę. Co się z nią dzieje ? Wzrok mi szwankuje?
-Dziś prawda? –zapytała postać. Hermiona próbowała się wyrwać .TO JAKIŚ PEDOFIL CZY JAK?! –Uspokój się. –Ramiona objęły ją mocniej -Może to ci przypomni. –poczuła na swoich ustach, czyjeś wargi .Tak ! Już wiedziała, z kim ma do czynienia. Postać wpiła się mocno w jej usta i całowała jak szalona. Namiętnie i natarczywie.
-Profesorze Snape. –wyszeptała cicho kobieta .
-Odpowiedz na pytanie. -zażądał.
-Ja…-Szukała dobrej wymówili, to nie był jej dzień.-Nie…mogę…
-Możesz.
-Naprawdę ni…-Kolejna seria pocałunków przerwała jej zaprzeczenia. Całował jej policzki usta szyję .Zaczynał błądzić rękami po jej plecach. To on rozdawał karty. Nie mogę…
-Mam narzeczonego. –wyszeptała do niego, gdy ten próbował zdejmować z niej żakiet. Roześmiał się. Boże, jak on cudownie się śmieje! 
-Nie ładnie tak kłamać. - Pocałował ją w czoło.
-Ale ja n…
-Niegrzeczna z ciebie dziewczynka. –Znów pocałunek .-Tak mnie kłamać ? Będę musiał się odegrać. –Udało mu się. Sunął z jej ramion żakiet i ramiączko bluzki. Pocałował jej ramię, a ona westchnęła.
-Pr-r-r-osz-e-e prze-e-st-ań –zająkała się. 
Gra musiała się toczyć. 
Całkowicie oswobodził ją z żakietu i drugiego ramiączka bluzki.–Snape ,proszę.
-Profesorze Snape. –poprawił ją i uśmiechnął się złośliwie.-Pozwól mi .Dziś, teraz.
-Nie jestem w nastroju.
-Nie widać .Pozwól mi. –Odgarnął nie sforny lok za jej ucho.-Nie wytyczam dłużej –Apotował ich.
-Gdzie my…-Snape przywar Hermionę do łóżka unieruchamiając jej nadgarstki. Znów ją całował natarczywie, nie przyjemnie. Brunetka próbowała krzyczeć. Chciała się uwolnić. To nie był Snape, którego uwielbiała, to dzika bestia chcąca zaspokoić siebie. Severus przyjął również taki tok myślenia, zaspokoić siebie nie patrząc jak ona się czuje. Dojść do euforii za wszelką cenę.
-Uspokój się !- krzyknęła, gdy rozrywał jej bluzkę.-Proszę. –Łzy zaczęły spływać po jej policzkach.-Proszę Severusie…-on zamarł w miejscu. Opadł obok niej na łóżku. Nie patrzył na nią. Hermiona w tym czasie zasłoniła się pościelą. –Ja naprawdę nie chcę, przepraszam. –zaszlochała.
-Nie płacz głupia, to…-przerwał i przełknął ślinę.-To moja wina. Przepraszam.
-Czyżby Severus Snape mnie przepraszał ? –Zachichotała i usiadła na jego łóżku dalej zasłaniając się pościelą.
-Uznaj, że tego nie słyszałaś.-Podniósł się na łokciach i chwycił jej dłoń.-Jesteś może głodna?
-Nie.-uśmiechnęła się krzywo.-Chcę… - W sumie to nie mogę stracić takiej okazji ! –pomyślała.
-Czego chcesz ?
-Usiądź obok mnie. -Mężczyzna wykonał polecenie kobiety, a ta oparła się o jego ramie.
-Jeszcze czegoś sobie życzysz?
-Chcesz spełniać moje zachcianki, profesorku? –Zachichotała i pogładziła jego dłoń.
-Chcę spełniać twoje zachcianki, chcę żebyś była moja. Tylko i wyłącznie moja. Chcę sprawiać ci przyjemność. Chcę żebyś krzyczała moje imię podczas seksu.-Przytulił ją mocno do siebie.-Nie wiesz, ile rzeczy chcę ci sprawiać. –Pocałował ją w usta.-Przede wszystkim chcę żebyś była moja. Nie oddam cię nikomu.
Gra nabrała innego tempa po tych słowach .Wtedy można sobie zadać pytanie ,czy oni jeszcze w nią grają? Czy to było już coś innego?
-Profesorze, ja nie wiem, co powiedzieć…
-Na razie nic nie mów…-Chwycił ją za oba ramiona i wolno położył na łóżko. Kobieta zamknęła oczy, a on całował ją wzdłuż szyi, policzków i... –Pozwól mi…-szepnął prosto w jej usta.
-Ja nie wiem. –Oddech jej przyśpieszył, gdy zaczął zsuwać z niej pościel, którą się zakrywała.
-Pozwól.-Podniósł jej spódnice.-Ulegnij mi. –błądził dłonią wokół jej kobiecość. Westchnęła.-Proszę.
-Ohh..Profesorze.- Palcami pocierał ją w stanowczych, kolistych ruchach przez materiał jej majtek. Jego środkowy palec naciskał trochę mocniej, niż inne, w kierunku źródła jej gorąca.
-Biorę to za tak. –pocałował jej miękką skórę na łączeniu szyi i barku. Hermiona nie umiała mu odpowiedzieć. Chciała znów protestować ,ale jej podświadomość krzyczała głośno i wyraźnie : Bądź cicho ! Niech cię pieprzy ! Kobieta usłuchała podświadomości .Dała mu się ponieść.
W krótce potem rozpiął jej stanik i ustami pieścił jej sutki .Zataczał językiem wokół nich małe kółeczka ,druga ręka przebiła się przez zbędny materiał majtek i jego długie białe palce zatopiły się w jej ciele. Kobieta zacisnęła ręce na pościeli czuła, że odlatuje, kolana jej zmiękły. On pocałował jej usta, szyję ,piersi ,zatoczył kółeczko jeżykiem wokół pępka, pocałował .To było jak droga do rozkoszy, Hermiona była w transie .Miała zamknięte oczy a jej ręce zaciskały się coraz bardziej na pościeli. Drogą pocałunków dotarł do jej rozpalonej i mokrej kobiecości.
-P-p-prze-e-st-t-a-ań –wyjęczała cicho, wplatając ręce w jego włosy i unosząc jego głowę. To już dawno nie była gra ,w jaką mieli grać .
-Nie umiem. – Zatopił swój język w jej ciele, a ona teraz zdała sobie sprawę, czego odmawiała. To było zbyt piękne ,żeby nie skorzystać!
To co on robił jej językiem ,było nie wyobrażalne. Jego język raz kreślił powolne, leniwe kółka wokół jej łechtaczki, a raz przesuwałsię po całej długości. Jego nozdrza rozszerzały się, kiedy nagle przykrywał ją swoimi całymi ustami, jakby próbował wchłonąć wszystkie jej soki.
-Dalej, jesteś pewna ,że mam przestać ? –zapytał sapiąc, odrywając się od słodkiej czynności. Nie umiała odpowiedzieć .Rozkosz jaką przed chwilą przeżyła odebrała jej mowę.
-O bogowie.–tylko to udało jej się wyjęczeć.
-Więc ,może. –Poczuła jego oddech na swojej szyi. Jak on to robił ? Raz był blisko jej twarzy, a raz wędrował w jej pasie- Powiedz

mi co mam zrobić ,panno Grrranger. –zawarczał zmysłowo. Czyżby nawet przez jego głos mogła dojść ?
-Pro-szz-e-e –zająkała .
-Nie musisz prosić. –Musną jej usta –Po prostu powiedz.
-Weź mnie.- nie umiała nic innego powiedzieć .Nie umiała nic innego wymówić .Jej mózg się wyłączył.Za to ręce odzyskały władzę. Wsunęła je po jego koszulę i pomimo szczupłej budowy ciała, wyczuła pod czarnym materiałem umięśniony brzuch i barki. Udało jej się pozbyć jego koszuli i tym samym odkryła każdy blady i bliznowaty skrawek jego ciała. Przewróciła go na bok i usiadła okrakiem, czując pod sobą jak jego męskość napiera na nią. Wydoł się w jej stronę w chęci pochłonięcia jej całkowicie. Nie umiał powstrzymać ruchu bioder. Hermiona zaś pocałowała każdą z jego blizn,  dochodząc tym do długiej szramy ,ciągnącej się wokół pasa. Drobnymi rączkami uporała się z jego spodniami, które zsunęła się do połowy łydek. Pogładziła jego męskość ,a on w tym czasie drażnił jej piersi swoimi dłońmi. Oboje dyszeli z rozkoszy. Zdjęła z niego także czarne slipki i zajęła się przyrodzeniem .Uklękła przy, nim i na sam dotyk on zawarczał. Pogładziła jego trzon, a on machinalnie wydoł znów biodra do przodu. Wkrótce, do jej dłoni dołączyły również małe pełne usta, które pieściły jego męskość. Snape, jedną z rąk wplótł w jej włosy i starał się poruszać jej głową jeszcze szybciej niż ona to robiła. Hermiona poczuła jak jej usta wypełnia ,słodka ciepła ciecz. Przełknęła, a on uniósł ją, na wysokość jego penisa i powolnym leniwym ruchem, wchodził w nią. Kobieta zajęczała głośno jego imię. Przekręcił ją na bok i znów w niej był. Każdy jego ruch był wywarzony i zamierzony, lecz bardzo powolny i leniwy.Spojrzał na jej odchyloną do tyłu twarz i po jednym z jej policzków spłynęła łza.
-Coś nie tak ?-Zastygł w miejscu.
-Popatrz w dół. –uśmiechnęła się do niego troskliwie.
-O cholera. –Wokół jej pośladów była plama krwi. –Przepraszam, jeśli byłem zbyt…
-Jest cudownie. –przerwała mu i podniosła się, żeby pocałować go i opaść znów na pościel.
-Na pewno, mogę ? -zmieszał się. A ona uśmiechnęła się i pokiwała głową.
Tym razem jego ruchy były jeszcze bardziej leniwe i spokojne. Pochylił się na nią, nie przerywając czynności i wyszeptał prosto w jej usta:
-Boże ,gdzieś ty była ?
-Raczej ,gdzie… –przerwała i jęknęła czując, że zaraz będzie szczytować .-…ty byłeś. –Pocałował ją i wyprostował się.
Przyśpieszając trochę czując jak ona zaciska się na, nim. Wbiła paznokcie w jego boki i oboje w tym samym czasie wyszeptali ich imiona czując, że dotarli do ekstazy.
Snape, opadł ciężko na łóżko, obok niej. Przykrył ich pościelą i przyglądał się jak jej powieki zamykają się powoli, wpatrzone w niego.
>><<
-Hermiono, spisz ?
-Yhym.
-Ale wiesz, czuję się taki samotny.
-Robiliśmy to pięć minut temu…
-Smutno mi.
-Niech ci będzie, choć tu do mnie.
>><<
Snape’a obudziły stukające w szybę kropelki deszczu. Pogoda znów była paskudna. Jednak na poprawę pogody była ona. Otworzył oczy i wpatrywał się w jeszcze śpiącą Hermionę. Jaka ona jest piękna… Pocałował jej policzek ,ta zamruczała i powoli otworzyła oczy.
-Witaj. –powiedział chrapliwym głosem, a kobieta poczuła przyjemne ciepło w podbrzuszu.-Dobrze ci się spało ?
-Nie dałeś mi spać. –zachichotała i zrobiła obrażoną minę.
-Nie protestowałaś, gdy wchodziłem w ciebie 4 raz z rzędu. – zażartował i nachylił się na nią, żeby pocałować ją namiętnie.-Poza tym czułem się samotny.- Prychnęła w odpowiedzi. –Nie grzeczna z ciebie dziewczynka ,trzeba cię ujarzmić.
Koniec gry…
Albo…
Początek czegoś nowego.
Nigdy nie wiadomo co los napisze. 

poniedziałek, 4 maja 2015

Wywiad~cz.2

Jak dla mnie to robi się coraz bardziej gorąco ^^
Kolejna część~"Wywiadu"~dla truskaweczki Natali <3

UWAGI DO TEKSTU:
Kursywą są pisane myśli bohaterów. ~w tej części jet to bardzo ważne.

>><<


Deszcz nasilił się. Siąpił mocno i ostro. Hermiona pędziła jak burza przez mokre uliczki tej dzielnicy. Oszołomienie, które ją wcześniej ogarnęło przerodziło się w smutek następnie w złość. Była wściekła na Snape’a. Chciała krzyczeć ze złości chciała wrócić do niego i powiedzieć mu jakim jest dupkiem! Co on sobie myśli, że jak mnie cmoknie i spróbuje zgwałcić, to będę mu posłuszna jak pies ?! –parsknęła i odgarnęła mokre włosy. Ale przyznać musze…całuje świetnie… ile bym dała, żeby Ron całował mnie z takim…hymm…takim….tym czymś !- rozmarzyła się i nie zauważyła latarni, na którą nie bezpiecznie się kierowała. Tak nie może być! Nie ujdzie mu, to tak ! Pac. Hermiona wpadła na latarnie.
-Wiem! – wykrzyknęła zbierając się z ziemi i trąc obolałą głowę. Teraz już nie szła, aportowała się do swojego mieszkania. Nie przebierając się w suche rzeczy. Usiadła w gabinecie przy biurku i wyciągnęła notatki z wywiadu ze Snape’m.
-Czas na małą korektę mój drogi. – uśmiechnęła się złowieszczo i zaklęciem sprawiła, że kartki z odpowiedziami Snape’a spłonęły.
>><<
-RITA ! – zagrzmiał Snape, wchodząc do jej gabinetu i trzaskając przy tym drzwiami. Dziennikarka odwróciła się na obrotowym krześle i prześwidrowała go fioletowymi tęczówkami :
-Witaj kochaneczku ! –zaćwierkała. – Czego u mnie szukasz ? Jak propozycji seksualnych, to możemy…
-Rita! –zagrzmiał znów Snape. – Co.To.Ma.Być. ? – powiedział akcentując każdy wyraz. Rzucił na jej biurko dzisiejsze wydanie Proroka Codziennego.
-Jak sądzę…gazeta. Ooo! Akurat mój Prorok ! – ucieszyła się.
-Nie o to mi chodzi, głupia kobieto. –Zirytował się .Przewertował kilka stron gazety. –O tu. – Wskazał palcem rubrykę z nagłówkiem. – „Wywiady” –Czytaj. –zażądał. Dziennikarka poprawiła okulary, zmrużyła lekko oczy i zaczęła czytać na głos :
-Snape ,tak naprawdę potulny, jak baranek !” - Zaśmiała się.
Wczorajszego dnia nasza dziennikarka Hermiona Granger, przeprowadziła wywiad na temat tego co najbardziej fascynuje i lubi Severus Snape . 
Mówi się że, gdyby pan chciał szampon do włosów, to mógł, by pan sobie go uwarzyć. Dlaczego pan tego nie zrobi? 
Ohhh….wielka przesada! Po co mi szampon do włosów? Przecież tłuste są bardziej błyszczące ! 
Dlaczego nosi pan sutannę ? Chce pan zmienić płeć ? 
Dobre pytanie! Wiele razy myślałem o zmianie płci, jednak tego nie zrobiłem. Zapuściłem tylko włosy. Tak czuje się bardziej kobieco ! A jak to nazwałaś, te sutannę noszę dlatego, że zdradzę ci w sekrecie jak nikt nie patrzy, to przebieram się w sukienki! Uwielbiam ten stan, gdy mój węgorz… -Przerwała czytanie i zaśmiała się głośno. –Nie sądzisz, że to świetny wywiad ?
-To ma zniknąć z gazet! – ryknął podirytowany, nachylając się nad Ritą.
-Przestań. – Zachichotała słodko – To jeden z lepszych wywiadów Hermiony jestem z niej dumna. –Wstała i zbliżyła się do Snape’a.
-Moja reputacja zostanie zniszczona przez twoje cholerne pisemko ! To ma zniknąć i koniec !
-Może pójdźmy na układ. – Pogładziła go po ramieniu. –Jeśli przekonasz Hermione, aby zgodziła się na usunięcie wywiadu…to do jutra nie znajdziesz żadnego nakładu gazety z jej pracą, albo mam drugie wyjście. – Uśmiechnęła się kokieteryjnie. –Tam na zapleczu. –Rozpięła jeden z jego guzików, a jemu zaczęło zbierać się na wymioty. –Jest łóżko i moglibyśmy…
-Idę do Grenger. – Zniknął za drzwiami gabinetu Rity. Prędzej zostanę gejem, niż pójdę do łóżka z Ritą Skeeter !
>><<
Grenger ,Grenger ,Grenger, gdzie ona jest? Snape nie udolnie szukał dziewczyny. Przechadzał się już po trzecim piętrze budynku Proroka i zdawało mu się, że jest w tym miejscu chyba setny raz. Wszystkie piętra wyglądały tak samo. Ściany pomalowane na beżowo i wszędzie pełno ludzi, coś piszących na maszynach albo dyktujących coś komuś. Ze świrował bym, gdybym miał tu pracować…-pomyślał Snape i ruszył w stronę schodów prowadzących na 4 piętro. Mógł jechać windą, ale stwierdził, że pochodzi sobie, bo pewnie nie wyjdzie z pracowni przez najbliższe dwa tygodnie. Doczłapał na samą górę po schodach i osłupiał. Spodziewał się kolejnego beżowego pokoju, a tu co ? Naprzeciw niego było troje drzwi. Jedne z prawej strony, drugie pośrodku, a trzecie z lewej strony. Które wybrać ? Ruszył w stronę tych po środku. Coś mu podpowiadało, że właśnie tam jest Granger. Zapukał.
-Proszę. –krzyknął jakiś kobiecy głos za drzwi. Czyżby Granger ? –Witam profesora ! –Nie zdążył wejść do środka, a już wiedział, że jest tam, gdzie być powinien. Hermiona stała do niego tyłem, przeglądając na biurku jakieś papiery. Podszedł bliżej niej. -Co profesora, do mnie sprowadza? – Odgarnęła włosy i uśmiechnęła się kokieteryjnie.
-Dobrze wiesz co, Granger. -sarknął ponuro.
-Nie, nie mam pojęcia. -Zaczęła coś czytać.
-Nie bądź taka, głupia jaką z siebie robisz. – zirytował się.
-Ale ja naprawdę nie mam pojęcia o czym, profesor mówi. – powiedziała głosem, ociekającym jadem.
-Granger ! –Wyrwał jej z ręki kartkę, którą czytała. -Ten wywiad ma zniknąć z gazet!
-O, to chodzi. –zaśmiała się złowieszczo. -Dlaczego? Mi się podoba. –Usiadła na biurku, eksponując piersi i tym samym wybijając go z rytmu. Czarna bluzka z dekoltem podkreślała jej biust, a ołówkowa skórzana spódniczka wysmuklała jej talię i nogi. Rżnął bym cię tu ! Na tym biurku ! –Rzeczywiście był wybity z rytmu.
-Usuń, to.
-Magiczne słowo.
-Granger !
-Wiem jak mam na nazwisko.
-Hermiona !
-Bardzo dobrze .Pamięta, profesor jak mam na imię, choć nigdy go pan nie używał. – zaśmiała się i stanęła naprzeciwko niego. – Zresztą nie przeszliśmy na „ty” –Objęła go w pasie. Zaczynamy grę według moich zasad. –pomyślała. -Więc upraszam sobie. –On również objął ją w tali i błądząc po jej plecach rękami, zniżył się do pośladów. - Żeby zwracał się, profesor do mnie panno Granger. –Pocałowała go w szyję.
-Co, to za wymagania. –warknął i zaczął całować jej obojczyk, przechodząc do szyi, policzków i w końcu do… Zatrzymał się przy ustach .CAŁUJ! Dzieliły ich milimetry. –Niech, to zniknie z gazet. –uśmiechnął się złośliwie.
-Niech pomyśle…hymm..NIE !– wpiła się w jego miękkie aksamitne usta. Całował tak zmysłowo. Powoli. Mógłby nigdy nie przestawać.
-Niech ci będzie .P.R.O.S.Z.E.-wysyczał przez zęby, ostatnie słowo.
-Teraz co najwyżej mogę się zastanowić. –uśmiechnęła się złośliwie i zaczęła rozpinać guziki jego surdutu.
-Grenger. – sarknął zrezygnowany.
-Nie tak. – Zsunęła z niego surdut i koszule.
-Panno Granger. – Pocałował ją i posadził na biurku.
-Słucham? –Chwyciła za jego przyrodzenie <warkną> i rozpięła pasek spodni.
-Proszę. -Zsunął ramiączko jej bluzki.
-O co prosisz ? – Był już bez spodni, stał przed nią prawie nagi, był tylko w slipkach – Do, których ona też zaczynała się dobierać.
-Żebyś usunęła… -Zsunął drugie ramiączko bluzki i całował jej szyję.
-Co usunęła? – Masowała jego męskość ręką. Zawarczał z podniecenia, nie umiał złapać tchu. Podniecała go jak żąda inna kobieta. Chciał ja posuwać, tu, teraz na tym biurku! CO ONA Z MNĄ ROBI?! 
-Ten nie przyjemny artykuł na temat mojej osoby. – Zeszła z biurka i ściągnęła z niego ostatni skrawek materiału jaki miał na sobie. Masowała jego męskość ręką, całując tors, potem brzuch, pępek, aż w końcu… Weź go do ust !!! BIERZ ! – krzyczał w środku siebie Snape.-Więc jak będzie ? - Zbliżyła usta .Otworzyła je…i zegar w jej biurze wybił godzinę drugą.
-Nie usunę tego. –Podniosła się nałożyła ramiączka bluzki i wzięła torebkę z krzesła.-Wybacz. – dodała wychodzą z gabinetu i posyłając mu całusa. Drzwi zamknęły się za nią.
Severus Snape stał kompletnie nagi na środku gabinetu Grenger. Był skołowany. Przecież…oni mieli…tu…teraz…! W co ona pogrywa! Nie tak się umawialiśmy! To ja ustalam zasady tej gry! Nie grzeczna dziewczynka. 
Naprawdę ją lubił.
Nałożył na siebie szaty i wybiegł z gabinetu. Rozejrzała się po piętrze i za rogiem mignęła mu burza loków. Rzucił się w bieg za nią. Hermiona stała w windzie, która powoli zaczęła się zamykać. Puściła mu oczko i uśmiechnęła się zadziornie. Snape o mało się nie wywracając i kompromitując, wleciał do windy obok Hermiony. Drzwi zamknęły się od razu za, nim. Zatrzymał windę.
-Ten artykuł ma zniknąć – sarkną ,zdyszany.
-Przerabialiśmy, to już.
-Granger. – Stanął naprzeciw niej. Czarne włosy przykrywały mu policzki i oczy, a nie dopięta koszula i surdut sprawiały wrażenie jakby właśnie komuś wyszedł z łóżka. I prawie tak było!
-Panno Granger. – poprawiła go. –Chodź tu. Nie możesz tak chodzić. –Odgarnęła jego włosy za uszy i zapięła do porządku koszule i surdut. Znów byli tak blisko siebie.
-Panno Granger. –przełknął ślinę i próbował nie rzucić się na nią. -Proszę o usunięcie tego artykułu z Proroka.
-Ile razy mam powtarzać, profesorze, że nie zgadzam się na, to. – Przygryzła wargę. O bogowie…Nie rób tego więcej kobieto ,jeśli nie chcesz żebym się na ciebie rzucił…! Odsunął się od niej i oparł o ścianę windy. Założył ręce na piersi. -Ale nie dąsamy się. –Podeszła do niego i ZNÓW przygryzała wargę. -Może…-Pogładziła jego policzek i kciukiem przejechała po dolnej wardze, cały czas przygryzając swoją.
Nie wytrzymał. Przywarł ją do ściany i mocno pocałował.
-Łamiesz zasady gry. – wyszeptała pomiędzy kolejnym pocałunkiem.
-Ja ? –Pocałował jej szyję. –To ty mieszasz w mojej grze.
-Mogłeś mnie nie zapraszać do niej…
-Czy mogę? - Przerwał jej. -Z resztą ,pozwolę sobie na, to. –Zerwał z niej bluzkę i całował piersi. Hermiona dygotała z podniecenia. Jęknęła. Bogowie co on ze mną robi?! Wplotła ręce w jego włosy i rozkoszowała się ciepłymi pocałunkami. Znów jęknęła. Jego ręce wędrowały po je plecach, badając każdy skrawek, aż do zapięcia od stanika.
-Profesorze…-Uniosła jego podbródek, odrywając go od rozpięcia jej stanika. -Winda jedzie.
-Nie obchodzi mnie, to. –Wpił się w jej usta. Odepchnęła go palcem.
-Pozwól mi się dosiąść. Dam ci rozkosz jakiej nigdy w życiu z nikim nie doświadczysz. –Nachylił się nad nią, odgradzając wyjście.
-Mam narzeczonego. – Zaczerwieniła się, była zakłopotana. Teraz, to on ustalał zasady.
-I kochanka. –Pocałował ją w czoło z czułością. -Pozwól mi.
-Nie tu, nie teraz. -Zreperowała bluzkę zaklęciem i umknęła pod jego ramieniem. Zaczęła się oddalać.
-Kiedy? –chwycił ją za rękę, tym samym zatrzymując ich obu na środku pomieszczenia.
-Ja…- Jej policzki przybrały kolor dorodnego pomidora.
-Kiedy?- Był stanowczy i zdeterminowany.
-Idę do Rity. Anuluje ten artykuł. -Wyrwała się.
Teraz już nikt nie ustalał zasad gry. To oni rządzili tym. Na przemian ona z nim. Doprowadzali siebie do szaleństwa i w skrajności w skrajność, jednak to ich nakręcało do dalszego działania, do tego dążyli, żeby doprowadzić siebie do euforii i nie dosytu.
Czy, to wszystko na pewno miało tak wyglądać ?
Weszła do gabinetu szefowej i usłyszała jeszcze głos Snape wołający „kiedy ?” 
Już nie długo. –Odpowiedziała sobie w myślach .
Czyżby tak naprawdę wszystko było zaplanowane ? 
Czy, to na pewno nie koniec ? 

Wywiad~cz.1

Jak zauważyliście pewnie, a zauważyliście, to nie kopiowałam~"Pamiętnika" i serii "Miłość w (nie) prostej formie"~ stwierdziłam, że jest to tak słabe, że nie ma się co rozczulać i z tym bawić, bo jednak to nie jest opowiadanie na poziomie.
Za to wrzucam, wszystkie 3 części ~Wywiadu~ tak...wiem mojej uwadze umknęło to, że na poprzednim blogu były tylko 2 części, ale za chwilę, może dwie... dodam trzecią część.

"Wywiad" dedykuje, mojej truskaweczce~Natali <3
Która motywowała mnie do tego, żeby napisać dwie kolejne części.
Dziękuje kalafiorku xD <3 !

UWAGI DO TEKSTU:
Kursywą są pisane myśli bohaterów.

>><<

Zmęczenie, przekrwione oczy, zabiegane ranki i popołudnia, brak czasu na jedzenie, na dbanie o siebie, męczący narzeczony.Tak właśnie już od kilku lat wyglądało życie Hermiony Grenger. Praca którą się teraz zajmowała, to wywiady dla ProrokaCodziennego. Nie było, to jej ulubione zajęcie, chciała pracować w spokoju i ciszy, najlepiej w bibliotece ! Tak, to dobry pomysł ! –pomyślała kobieta idąc mokrymi uliczkami na kolejne spotkanie z kimś wyjątkowym. Tego dnia miała troszkę więcej czasu dla siebie, więc postanowiła, że się odstrzeli. Ułożyła włosy zaklęciem, założyła śliczną czerwoną sukienkę , która idealnie podkreślała jej atuty, aż za nad to, do tego szpilki i makijaż. Była gotowa na spotkanie ze swoją ofiarą. Dzisiejszego dnia Rita Skeeter, była zbyt napuszona, żeby powiedzieć jej, z kim przeprowadzi wywiad. Jednak po pytaniach, które dostała od szefowej,mogła się spodziewać kogoś wykształconego w naukach ścisłych. Zaczął padać deszcz. Przeklęta dzielnica – rozłożyła parasolkę. Minęła jeszcze jedną uliczkę, potem kolejną i była na miejscu. Deszcz nasilił się . Zapukała do czarnych mahoniowych drzwi. Czekała na odpowiedz, jednak nikt jej nie otworzył. Zapukała znowu. To samo. Do cholery ! Chciała już odejść, gdy drzwi zaskrzypiały, a za ich wyłonił się mężczyzna o bladej cerze i ciemnych włosach i tych …oczach takie hipnotyzujące, czarne spokojne tęczówki, w których można się zatracić.
-Witam pannę Granger, a może Weasly ? – uśmiechnął się złośliwie mężczyzna. Hermiona obróciła się napięcie i prosiła Merlina,żeby nie zobaczyć za swoimi plecami byłego nauczyciela Eliksirów, bo barwa głosu zgadzała się w stu procentach.
-Dzień dobry, profesorze Snape. – uśmiechnęła się najsztuczniej jak umiała – Jeszcze Granger.
-Jeszcze ? – zaśmiał się złośliwie. -Do rzeczy, czego tu szukasz ? –sarknął ponuro.
-Mam przeprowadzić z panem wywiad.
-Że też Merlin musiał przysłać nie kogo innego, jak ciebie. – westchnął i gestem ręki dał jej do zrozumienia, że ma wejść do środka. W rzeczywistość na śmierć zapomniał o tym wywiadzie. Gdyby nie to , że wyszedł ze swojej pracowni. To raczej nie miał, by szansy spotkać się z swoją byłą uczennicą. Hermiona weszła do środka i stanęła w holu. Mieszkanie było ślicznie urządzone. Jednocześnie mrocznie, a z drugiej strony przytulnie. Ściany holu były ciemno zielone, a na podłodze leżała marmur, na ścianach unosiły się świece.
-Za mną. – Snape, minął ją i szedł. Hermiona zafascynowana samym holem, ruszyła zamyślona. Szła za, nim. Dopiero teraz zauważyła, że nie ma na sobie tej czarnej szaty, którą zwykle nosi, ale białą koszule i…spojrzała niżej, na pośladki. Zaczerwieniła się. Garniturowe spodnie świetnie… Hermiono oprzytomniej, to twój były nauczyciel ! – Skarciła się i spuściła głowę. Szła chwilę ze spuszczoną głową, aż do momentu, w którym były nauczyciel się zatrzymała, a brunetka wpadła na niego. Oboje oparli się o ścianę. Hermiona zaczerwieniona tkwiła w jego szerokich barkach. Gdyby nie on już dawno leżała, by na podłodze.
-Granger, wiem, że cię pociągam, ale nie afiszuj się tak. – zaśmiał się złośliwie i próbował doszukać się twarzy kobiety w burzy loków na jej głowie, jednak zamiast odnaleźć jej twarz, czarne tęczówki chłonęły widok jej biustu, który przylegał do jego torsu. Uśmiechnął się złośliwie sam do siebie. Zaczynał ją lubić.
-Przepraszam. –jęknęła zawstydzona, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ramiona Snape, są tak duże i sprawiają takie wrażanie…bezpieczeństwa ? Potrząsał głową i ocknęła się . CO JA ROBĘ ?! Uwolniła się z objęć nauczyciela . – I ja wcale się nie afiszuje ! – Oprzytomniała i poprawiła sukienkę.
-Jesteś tego pewna ? – zapytał złośliwie i przywarł ją do ściany. Policzki Hermiony przybrały kolor dorodnego pomidora.
-T-t-t-ak – wyjąkała. Chwycił ją w tali, a jego dłonie zaczęły błądzić po jej plecach, oddech profesora czuła na swoich ustach. Sparaliżował ją… Zaraz ,zaraz ! Przecież ona ma narzeczonego ! Odepchnęła Snape od siebie . –Ja mam narzeczonego, profesorze ! Proszę się opanować, jestem w pracy ! – skarciła go.
-Jak uważasz, Granger. –Przeszedł przez białe futryny, jakby, gdyby nic i usiadł w jednym ze skórzanych, czarnych foteli. Nakazał jej gestem ręki usiąść w drugim. Spojrzała na odległość dzielącą oba fotele i stwierdziła, że nie ulegnie wdziękom Snape’a. Bezpieczna odległość. Z torebki wyjęła notes z pytaniami i pióro.
-Więc zacznijmy , może od…
-Napijesz się wina ? – przerwał jej. Hermiona podniosła głowę z nad notesu.
-Nie dziękuje, nie mogę pić w pracy. – próbowała mówić stanowczo.
-Naleje ci. – Machnął różdżką i zaraz na stoliku, dzielących ich pojawiła się butelka wina i dwa kieliszki.-Lubisz czerwone, prawda? – podsunął jej kieliszek napełniony do połowy winem, a sam zaczął sączyć wino z drugiego.
-Mówiłam, że nie mogę.
-To ode mnie, na przeprosiny. Za ten incydent.– na jego twarzy pojawił się jeden z najwredniejszych uśmiechów, jaki jej kiedykolwiek zaserwował. Kobieta znów się zaczerwieniła na wspomnienie tego co wydarzyło się przed chwilą, spuściła głowę.
-Mogę zacząć ? – zapytała, chcąc zmienić temat.
-Nie, dopóki się nie napijesz.
-Nie mogę.
-Ja ci pozwalam. – sarknął i różdżką sprawił, że kieliszek wzbił się w powietrze i wzleciał ku Hermionie. -Pij. – Znów ten wredny uśmiech. Uległa. Zamoczyła usta w krwisto czerwonym trunku. Gdzie już po łyku czuła jak bardzo jest rozluźniona.
-Teraz mogę ? – Kiwnął głową na odpowiedz i dalej pił wino.
-Yyy…więc – Spojrzała na pytania i w życiu nie widziała bardziej kontrowersyjnych ! To na pewno są jej pytania ?! Co ta Rita sobie myśli ! Spali się ze wstydu zaraz, jeśli zapyta o coś z karki, ale, jeśli nie dostarczy tego szefowej to wyrzuci ją z pracy. Przejrzała drugą stronę pytań i znalazła, jedno z normalniejszych. Może jest ich więcej? -Od, kiedy interesuje się profesor, eliksirami ?
-W zasadzie, od dzieciństwa…-mówił, a Hermiona zaczęła notować. Kiedy ? Co ? Gdzie ? I jak ? Notowała dalej. Spojrzała na niego i o bogowie… Cienkie blade usta, poruszały się tak kusząco ! Co on mógł, by z nimi zrobić ! Przestała notować. Jego twarz, blada cera, wyostrzone rysy twarzy i oczy… cudowne czarne oczy. Patrzyła mu prosto w oczy. Zatraciła się w nich. Czuła jakby opada na miękki jedwab. Ten spokój w nich. Choć pewnie doświadczył tyle bólu…
-Notujesz to ? – Wyrwała się z transu.
-Taaak…-Spojrzała na kartę i zobaczyła tam dwa zdania :”Jest taki pociągający. Chce go tu i teraz.” Ona to napisała !? –Kolejne pytanie…może – Wertowała kartkę. – Często uprawia pan seks ? - Palnęła i popatrzyła na niego, a on zmarszczył brwi i roześmiał się złowieszczo. – CO?! – Spuściła głowę i popatrzyła na kartkę – Yyy…tak tu jest napisane…- Speszyła się.
-Więc Granger. – Wstał z fotela. – To zależy od kobiety.-Podszedł do fotela, w którym siedziała. – Jeśli jest, piękna…-Zaczął masować jej ramiona – Jesteś spięta, dlaczego ? Rozluźnij się. – Przywarł ją do oparcia fotela i miękkim opuszkami palców zamknął jej oczy. – Dalej spięta. - Mówił i nie przerywał masażu jej ramion. – Mówię ci Grenager, nie musisz się bać. Zagraj zemną w te grę. Nikt się nie dowie. – mówił tak kusząco. I stało się. Jego mięknie cienkie wargi dotknęły jej ust. Całował ją. Dominował nad nią. Teraz nie chciała go nawet odpychać. Niech ją całuje. Nie pragnęła niczego innego. Wypuściła notes z rąk i dotknęła jego policzków. Przerwał pocałunek. CO TY ROBISZ ?! 
-Widzę, że ktoś tu łamie zasady swojej gry. – Uśmiechnął się złośliwie i podniósł ją tak, że klęczała na fotelu.
-Ja zaczynam grać w nią na nowo. – Pocałowała go z takim impetentem, że o mało fotel się nie przewrócił i nie przygwoździł go do ziemi.
-Jesteś tego pewna ? – Znów przerwał pocałunek.
-Jak niczego innego w życiu. – Uśmiechnęła się czule. Pocałował ją jeszcze raz, tak delikatnie. Nie był napastliwy jak przedtem.Wydawał się być czuły i delikatny. Jakby ta gra zmieniła zasady.
-To już chyba czas na ciebie. - wyszeptał w jej usta i odszedł, siadając w drugim fotelu. –Sadze, że odpowiedziałem, już na wszystkie twoje pytania Granger. - Uśmiechnął się złośliwie. Zaczynała lubić ten uśmiech.
-Game over ? – Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na kartkę. Pod każdym pytaniem była odpowiedz.
Nie odpowiedział, dopił wino w kieliszku i wstał. Hermiona ruszyła za, nim. Kierował ją do wyjścia. Znów szła za, nim. Co wydarzy się teraz ? Zapomni o tym ? – Będzie ciężko.
Oboje stanieli przed drzwiami frontowymi. Snape stał dumnie i zadowolony z siebie. Hermiona zaś, nie wiedziała dokładnie co czuje. Podniecenie ? Radość ? Poczucie wykorzystania ? Ta gra była dziwna. Nie rozumiała jej, wtedy dokładnie.
-Proszę. – otworzył jej drzwi. Minęła go szołomiona, to właśnie czuła oszołomienie i rozczarowanie. Poczuła, że pogładził jej dłoń. Jakie są zasady tej gry ? Wyszła. Obróciła się i rzuciła mu błagalne spojrzenie. On zdawał patrzeć na nią czule, z pożądaniem w oczach. To nie mógł być koniec. Jednak…
Mahoniowe czarne drzwi zamknęły się.
To koniec ?