poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Szachista: Rozdział 8 [OSTATNI!] ~Zaklecie namierzajace

Wraz z końcem wakacji przychodzę do was z końcem mojego opowiadania. Dla ciekawskich wyjaśniam dlaczego nie będę ciągła tego w dalszym ciągu, a dlatego, że ja zwykle nudzę się szybko jeżeli piszę długie opowiadanie i po prostu boje się, że jeżeli z początku się wkręcę to gdzieś w środku opowiadania, nagle moja wena pryśnie. Ale mam dla was coś na pocieszenie. Zaczęłam pisać dłuższą miniaturkę. Więc oczekujcie kolejnego wpisu!
PS. Mam nadzieję, że nie zawiodę was tym rozdziałem! 
PS2. Dziękuje tym wszystkim, którzy czytają, komentują!
PS3. Po raz tysięczny dziękuje Hachi za zbetowanie! <3

>><<
„Ludzie są jak szachy, jednak strata każdego boli”
Był ciepły wrześniowy dzień. Hermiona już od roku nie bywała w Denar. Jedyną osobą z miasteczka, z którą miała kontakt, była Minerwa. Odwiedzała ją i informowała o najnowszych ploteczkach. Stąd Markiza wiedziała, że sędzia Lucjusz Malfoy został brutalnie zaatakowany przez nieznanego napastnika. Wszystkie brukowce o tym huczały. Hermiona mogła się nawet pochwalić, że ma jeden egzemplarz Proroka Codziennego, w którym widnieje Malfoy odgrażający się, że znajdzie "Gnoja, który mu to zrobił". Z blizną ciągnącą się przez czoło aż do czubka nosa, wyglądał jeszcze okropniej. Przypomniała sobie wydarzenia tej pamiętnej nocy. Pamiętała każdy oddech, każdy krzyk, każdą minutę tego horroru, każdy jego dotyk. A potem... On znów ją uratował. Pojawił się znikąd i zaopiekował  nią. Czemu nie jechałam wtedy powozem?! - nie umiała tego rozgryźć. Karciła się za tak nieumyślne zachowanie. Gdyby nie chęć bycia skromną, nie odmówiłaby Albusowi. Chciał ją odwieźć, ale ona widziała, jak błagalnie patrzy na nią Minerwa. Uległa jej, a teraz Hetman zapłaci za to, co jej zrobił.
>> pół roku wcześniej<<
- Chciała odejść i odeszła. - prychnął, popijając ognistą. - Była tylko zabaweczką do kolekcji - roześmiał się i odpalił papierosa.
- Mógłbym coś wtrącić? - zapytał spokojnie Korneliusz .
- Gadaj – warknął. W jego towarzystwie zachowywał się inaczej, był bardziej stanowczy i arogancki, niż gdy był sam lub przy niej.
- Ona była inna, pamiętasz panie o tym?
Hetman wiedział o tym i to bardzo dobrze, ale nie zależało mu na tym.
- Najważniejsze, że podałeś jej serum. - uśmiechnął się wrednie. - Jesteś taki sam jak ja. - Korneliusz nie odzywał się. Układał ingrediencje na półkach. - A teraz wynocha, wychodzę. Wrócę na kolację.
>><< 
Nie jestem taki sam jak ty, wcale nie podałem jej tego serum zapomnienia, myślał w drodze do salonu. Moje kłamstwa doprowadzą mnie do zguby. Może nawet pozbawią życia, ale co jeśli mogłem wybrać pomiędzy życiem, a ratowaniem uczuć niczemu niewinnej kobiecie? Jestem dżentelmenem. Przeżywałem już, jak on, bez żadnych skrupułów, wyrzucał za drzwi kobiety, ale teraz nie mogłem na to pozwolić. Ona była inna, a on nie widział jej wyjątkowości.
 >><<
Niebo ogarnęła czerń. Było bezkresne i gładkie jak tafla wody. Korneliusz ustawił na szklanym stole dwa białe talerze ze złotymi zdobieniami i karafkę dla pana i siebie. Może dziś pozwoli mi się napić? Albo lepiej, może pozwoli mi jeść z nim przy jednym stole? Dostawił sobie także filiżankę na swoją ulubioną, cytrynową herbatę. Pomiędzy talerzami ustawił danie główne - pstrąg łososiowy z warzywami i cytryną.  Poprawił jeszcze srebrną, połyskującą narzutkę, która ciągnęła się wzdłuż stołu i czekał. Czekał godzinę, drugą, aż w końcu podparty na łokciu zasnął.
- Cholera! - obudził go gwałtowny krzyk i trzaśnięcie drzwiami. Do salonu, gdzie zwykle jedli, wparował Hetman z furią w oczach. Korneliusz wstał z miejsca wyraźnie zaspany i stanął tuż za krzesłem, na którym siedział - Gdzie ona jest? - warknął mierząc sługę groźnym wzrokiem.
- Kto? - zapytał spokojnie.
- Dobrze wiesz kto - odpowiedział Hetman, zbliżając się w jego stronę i wyciągając z rękawa różdżkę.
- Chodzi panu o pannę Rose?
- Nie zgrywaj niewiniątka.
Hetman był już na tyle blisko, że Korneliusz był na wyciągnięcie ręki.
- Panie mój, ja nie wiem, gdzie jest panna Rose - skłamał służący. Wiedział gdzie jest, jak wygląda i jaka jest jest prawdziwa tożsamość.
- Może zacznijmy inaczej. - Hetman usiadł za stołem, w dłoni nadal ściskając różdżkę. - Siadaj. - rozkazał, a chudy mężczyzna drżąc wykonał polecenie. - Zacznę od tego, że odwiedziłem panią Romualdę Blackberry. Ma dwadzieścia pięć lat i od czterech lat jest szczęśliwą mężatką - Jego ton z rozwścieczonego zmienił się na spokojny. - Oczywiście zaprzyjaźniłem się z panią Blackberry do tego stopnia że chciała oddać mi swoje ciało, lecz i tu mamy haczyk, ja nie mogę jej skalać. - posłał Korneliuszowi spojrzenie godne bazyliszka.
 - Nie rozumiem - stwierdził mężczyzna po krótkiej analizie tego, co powiedział mu jego pracodawca.
 - Nie rozumiesz? - zapytał kpiąco Hetman, wstając i chyląc się przez stół do pracownika. - Nie mogłem do cholery jej dotknąć! - ryknął. - Tak samo jak innych! Sprawdziłem to - dodał mierząc go groźnym spojrzeniem.
- Ale co ja mam z tym wspólnego? - Mężczyzna czuł, jak wzbiera w nim strach. Pierwszy raz od lat czuł lęk wobec swojego Pana.
- Dam sobie rękę uciąć, że ty wiesz, gdzie ona jest. - obszedł stół dookoła. - Więc wyjaw mi to, bo z pewnością pamiętasz to kim byłem i jakie rzeczy robiłem oraz dla kogo pracowałem. - Korneliusz poczuł na swojej szyi zimną różdżkę swojego pana. – Drgniesz, a posmakujesz najbardziej wyszukanych klątw.
Po czole sługi spływały strużki potu. Jego strach mieszał się z paniką. Nie miał pojęcia o uroku, który Hermiona rzuciła na Hetmana. Mogła uprzedzić go, a wtedy przygotowałby się na tę sytuacje.
Korneliusz jeszcze nie raz tej nocy zawył z bólu rażony klątwą. Gdyby nie przysięga, jaką złożył na pewno już dawno by się złamał.
>><< 
Po trzecim dniu tortur, Korneliusz był wyczerpany. Ledwo mógł podnieść się z łóżka i zrobić porządki w domu. Był wściekły na Hetmana. Chciał wstać i umyć podłogę, odkurzyć meble. Był uzależniony od tego. Chciał żyć w ładzie, wszystko to było wynikiem  poprzedniego życia. Również jego pan do dziś odczuwał jego skutki. Zniszczył się. Przed wojną był inny. Zanim poznał tę Evans. Wojna złamała człowieka, a dziewczyna - serce. Dlatego się tak mści. Chce, żeby każda z kobiet miała tak samo złamane serce, jak on przez te wszystkie lata. Usiadł na łóżku i spojrzał na zegar. Było już po dziesiątej. Już dawno powinien być na nogach. Wstał z łóżka i lekko się zachwiał. Dotarł do drzwi i otworzył je. Wychylił głowę na korytarz. Panowała na nim absolutna cisza. Zamknął drzwi pokoju i zszedł do składziku po środki czystości. Szorował i polerował dom ostatkami sił. W porze obiadowej, jak to zwykle bywało, nakrył stół i podał jedzenie. Pomimo tego, co Hetman mu zrobił, czekał na niego. Minęło piętnaście minut odkąd wybiła czternasta, a jego pracodawca w dalszym ciągu nie pokazywał się. Nałożył jedzenie na talerz i ruszył w stronę sypialni swojego pana. Zapukał trzy razy. Nikt mu nie otworzył. Pociągnął za klamkę, a drzwi ustąpiły.
- Przepraszam. – wychrypiał słabo. – Przynio..
W pokoju nikogo nie było. Ruszył w stronę pracowni. Tak samo jak przedtem zapukał w drzwi i tym razem usłyszał stłumiony głos:
- Odejść! – krzyknął
- Przyniosłem obiad.
- Co ja powiedziałem? – ryknął.
Sługa wraz z posiłkiem wrócił do salonu i sam zajął się jedzeniem. Z początku nie przejmował się zachowaniem swojego pana, ale ten z dnia na dzień pił coraz więcej, palił i co gorsza coraz mniej wychodził z pracowni. Spędzał tam całe dnie i noce. Doszło nawet i do tego, że przesiedział tam dwa tygodnie bez kontaktu ze światem.
Chudy mężczyzna jak co sobotę zajął się odkurzaniem mebli. Zaczął od swojego pokoju. Wyjrzał przez okno. Chciał podziewać piękną pogodę. Skrzypnięcie drzwi. To niemożliwe, stwierdził i wybiegł z pokoju na korytarz.
- Mam – wychrypiał Hetman i uniósł w jego stronę fiolkę z żółtym płynem w środku.
- Cóż to? – zapytał zaciekawiony sługus, podchodząc bliżej i próbując przyjrzeć się substancji.
- To antidotum – uśmiechnął się wrednie mężczyzna. Korneliusz zrezygnował jednak ze zbliżania się do swojego pracodawcy. Czuł, jak jego ciało nasiąkło potem, eliksirami i dymem tytoniowym. Ta mieszanka nie dawała przyjemnego zapachu, wręcz przeciwnie - ostry odór. Służący nie wytrzymał i zatkał nos chusteczką nasiąkniętą płynem do mycia mebli. Pierwszy raz widział swojego pracodawcę w takim stanie. Miał lekki zarost, podkrążone  oczy i brudne ubrania.
- Antidotum na co?
- Na urok. – odparł jego pan i zmierzył wzrokiem zachowanie służącego. Zdał sobie sprawę w jakim jest stanie. – Zrób śniadanie, zaraz przyjdę – mruknął i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
>><< 
- Wychodzę! – krzyknął na odchodne, nie tykając nawet śniadania. Ekscytacja przeważyła nad wszystkimi innymi potrzebami. Koniecznie musiał wypróbować to antidotum. 
>>trzy miesiące później<<
- Jak myślisz, czy on czasami mnie wspomina? – zapyta Hermiona swoją przyjaciółkę Minerwę, która siedziała naprzeciwko niej, ściskając filiżankę z herbatą.
- Nie chciałabym cię okłamać. Nie mam pojęcia. – popatrzyła na nią ukradkiem. – A ty myślisz o nim? – Policzki Markizy zrobiły się czerwone, a ręce zaczęły drżeć. Uśmiechnęła się niewinnie. – Myślisz. – oznajmiła aptekarka z ukrytym strachem.
>><< 
- Kolejną butelkę! – ryknął i rzucił w Korneliusza pustą.
- P-panie – zająkał się brunet, unikając lecącej w jego stronę butelki.
- Mówię coś, a wiesz że nie lubię się powtarzać. – Uniósł pustą szklankę do ust i spróbował się napić. – Do cholery, sam mam sobie ją przynieść? – Wstał z fotela w którym siedział, zachwiał się i upadł z hukiem tuż obok fotela. Korneliusz nie czekał długo. Podbiegł do swojego pana i pomógł mu usiąść obok fotela.
- Jak się Pan czuje? – zapytał zmartwiony sługa.
- Ja już tego nie czuje.
- Czegóż?
- Ich wszystkich, są, są, są… – powtarzał, nie umiejąc skończyć.
- Są? -  powtórzył za nim służący.
- Nudne. Mam wrażenie, że one wszystkie to – przełknął głośno ślinę – dziwki – Ostatnie słowo prawie wypluł.
- A ona? – zapytał Korneliusz.
>><< 
- Zachlałabym się za śmierć – oznajmiła wściekle Hermiona, wstając z fotela i histerycznie łapiąc się za głowę.
- To moja wina, zaczęłam temat. Przepraszam, wszystko będzie dobrze - starsza kobieta obserwowała każdy jej ruch.
- Będzie dobrze? – powtórzyła ironicznie. – Nic nie będzie dobrze – Popatrzyła na butelkę czerwonego wina, która stała za oszklonymi drzwiami komody. Podeszła bliżej i wyjęła ją. Odkorkowała i powąchała trunek. Alkohol pachniał tak samo, jak ten na ostatniej kolacji z nim. W pierwszej chwili uśmiechnęła się na to wspomnienie, ale potem wzgardziła sobą.
- Nie zrobisz tego. – powiedziała stanowczo Minerwa, wstając z fotela, w którym siedziała i skierowała się w jej stronę. - Zostaw to – Hermiona przytknęła butelkę do ust, a po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Aptekarka jednym szarpnięciem wyrwała jej alkohol z ręki i odstawiła na stolik, po czym przytuliła przyjaciółkę.
- Nosze jego dziecko. – powiedziała, płacząc w jej ramię. – Co ty byś zrobiła wiedząc, że ojciec dziecka pieprzy się z każdą napotkaną kobietą?
>><< 
- Odnaleźć ją, odnaleźć, odnaleźć ją... – powtarzał pod nosem, cały czas krążąc po posesji. Wchodził z piętra na piętro, aż w końcu zatrzymał się przed drzwiami sypiali, w której spali razem. Wszedł do środka i poczuł znajomy zapach jej perfum - róże. Dał ponieść się woni, która zaprowadziła go do leżącej na łóżku białej męskiej koszuli. Miała ją pierwszej nocy, gdy tu spała. Podniósł ubranie i wpatrywał się w nie, jakby to ono miała dać mu rozwiązanie. I dało. Dlaczego od razu o tym nie pomyślałem? Zaklęcie namierzające! Ale czy starczy mi tylko zapach jej perfum? Skierował różdżkę na ubranie i wymówił zaklęcie. Z różdżki wystrzeliła niebieska wiązka. Skupił się bardziej na zaklęciu. Materiał pokryła niebieska poświata. Koszula podskoczyła i zaczął wydobywać się z niej niebieski dym, przybierając nieokreślone kształty. Wypełnił prawie całe pomieszczenie. Hetman poczuł, że stapia się z dymem, który zaczął go wciągać. Przed nim zaczęły pojawiać się jakieś obrazy. Niezbyt wyraźnie je widział. Zmrużył oczy i poczuł, że leci. Najpierw widział całe Denar, lasy, potem jakiś dom otoczony drzewami i różami. Przeniknął do środka i stanął na środku pokoju. Zaczął się rozglądać. Ujrzał ją. Siedziała plecami do niego, a jej długie kręcone włosy spływały wzdłuż ramion. Słyszał jej głos, ale nie mógł pojąć słów. Chciał ją zobaczyć. W miarę tego jak się do niej zbliżał, obraz rozmazywał się. Wyciągnął rękę, żeby chwycić ją za ramię. Już prawie dotknął jej, lecz dym porwał go z powrotem. Teraz wiedział gdzie ją odnaleźć.
>><< 
Hermiona spojrzał wystraszona za siebie. Poczuła czyjąś obecność, ale nikogo nie było. Całkiem sama siedziała w swoim ulubionym, wysłużonym fotelu.
>>Teraźniejszość<<
 Hermiona powoli zapominała, jak wygląda miasteczka w którym się urodziła .Wspominała chwile, jakie tam przeżyła. Przerwało jej niestety pukanie do drzwi. Zdziwiła się, bo Minerwa nie uprzedzała jej, że przyjedzie. Podeszła do drzwi frontowych i poczuła coś dziwnego. Nacisnęła klamkę i w pierwszej chwili zastanawiała się, czy ich nie zatrzasnąć.
- Witaj – Usłyszała dobrze znany baryton. Stał tuż przed nią bez maski. Był teraz taki, jaki powinien.
- Czego chcesz? – warknęła wściekle.
- Porozmawiać.
Wiedział, że ta rozmowa nie będzie łatwa. Nie rzuci mu się w ramiona i nie powie „Kocham cię, wybaczmy sobie!”. Nawet by tego nie chciał.
- Nie jest za późno na rozmowę? – zapytała oschle.
- Nigdy nie jest za późno.
Popatrzył szczerze w jej oczy, a ona dopiero teraz mogła się mu przyjrzeć. Miał wyostrzone rysy twarzy i usta… które teraz zaciskały się w jedną linię. Na ich wspomnienie robiło jej się gorąco.
– Nie będę tu tak stał, wpuść mnie.
Nigdy się nie zmieni! pomyślała i zaprosiła go do środka. Usiedli naprzeciwko siebie w przytulnym saloniku.
- Tak więc... – zaczęła. – O czym chcesz porozmawiać? – Minęła chwila zanim zareagował. Odchrząknął i dopiero się odezwał.
- O nas.
- Nas? – zdziwiła się.
- Ja... nie umiem rozmawiać o uczuciach. Umiem tylko wymagać – Nie patrzył na nią, pierwszy raz czuł coś w rodzaju strachu.
- Więc czego wymagasz ode mnie? – założyła ręce na piersi.
- Przebaczenia – odpowiedział krótko.
- Przebaczenia. – powtórzyła. – Nie sądzę, byś na nie zasługiwał po tym wszystkim. Widziałam na własne oczy, jak byłeś w ramionach innej kobiety. Jakbyś się poczuł, gdyby kobieta, którą kochasz, zdradziła cię z innym? Pamiętam wszystko, co do ułamka sekundy. Druga w nocy, a ciebie nie było w łóżku. Mówiłeś, że idziesz do pracowni. Sądziłam, że się zasiedziałeś, tylko szkoda, że nie sam. Uciekłam, Korneliusz mi pomógł. Pogodziliśmy się.
- Masz rację. Nie liczę, że mi wybaczysz, bo jesteś wyjątkową – zaczął gładzić swoje przedramię – I rozsądną kobietą.
- Wyjątkową przez to? – podciągnęła rękaw swojej sukni. Na jej nadgarstku widniała figura szachowa. Jej figurą był skoczek.
- Przez to – potwierdził i zrobił to samo. Na jego nadgarstku był wyryty hetman.
- Co to  oznacza? – pogłaskała znamię.
- To jest coś w rodzaju twojego ilorazu inteligencji. Ja nazywam to dostępnością. Jeśli jesteś pionem, ulegniesz bez skinienia palcem i twa aura będzie wyczuwalna od razu. Jeśli skoczkiem jak ty, będzie trudniej, abyś uległa, ale nie jest to niemożliwe. Wtedy twoja aura nie jest wyczuwalna od razu. Jeśli natomiast jesteś hetmanem, jak ja... Prawie – podkreślił to słowo – prawie niemożliwym jest to, byś dotarła do serca tej osoby. Tylko jednej osobie się to udało.
- Lili.– skończyła za niego. – Znam tę historię. Korneliusz mi opowiedział.
- Tobie również się to udało. – dodał, patrząc szczerze w jej oczy, a ona zaniemówiła. – Chciałbym, żebyś mi wybaczyła, choć to niewykonalne. Na próżno tu przyszedłem – podniósł się z fotela i ruszył w stronę drzwi.
- Czego jeszcze ode mnie oczekujesz? – zapytała, wstając z fotela i tym samym zatrzymując go.
- Żebyś mnie pokochała – znów popatrzył na kobietę, która stała tuż za nim.
- Dobrze Severusie – odpowiedziała. Czuła się jakoś inaczej, w końcu mogąc wymówić jego imię. Zarzuciła ręce na jego szyję, stanęła na palcach i pocałowała go lekko. – Wybaczam Ci. Widzę skruchę w twych oczach. – W odpowiedzi na jej słowa, Severus pocałował ją namiętnie. Odkąd zrozumiał swój błąd, odmawiał sobie styczności z kobietami. Trwało to już od dwóch miesięcy. – Nie rób mi tego więcej.
- Obiecuję. – odpowiedział i pierwszy raz odkąd go poznała, widziała jak się uśmiecha. Chciała do końca życia pamiętać ten uśmiech – Nie śmiałbym.
- W sumie to – udała zamyślaną – nie sądzę, byś poniósł odpowiednią karę – uśmiechnęła się kokieteryjnie.
- Słucham?
- Muszę cię ukarać – odpowiedziała z tym samym uśmiechem, dobierając się do jego spodni. On aż głośno jęknął, gdy dotknęła jego ciała. - Cicho. – upomniała go. – Alan śpi.
- Alan?! – powtórzył.
- Ciiii. – przytknęła palec do jego ust. -  Masz syna.
- Co mam? – patrzył na nią z tępym wyrazem twarzy.
- Chodź. – Chwyciła go za rękę i zaprowadziła do sąsiedniego pokoju. Stanęli razem nad łóżeczkiem, gdzie spał mały chłopczyk w zielonej piżamce. – To twój syn. – ścisnął mocniej jej dłoń.
- To niemożliwe – powiedział cicho.
- Ma twoje oczy. – uśmiechnęła się lekko i patrzyła, jak chłopczyk w łóżeczku budzi się. Najpierw patrzył na nowego „przybysza” z zainteresowaniem, a potem jakby gdyby nic wyciągnął ku niemu rączki i uśmiechał się. Severus spojrzał na Hermione pytająco. – Weź go – powiedziała, prawie śmiejąc się z miny, którą zrobił na te słowa.
Książe Snape wyjął chłopczyka z łóżeczka i uniósł w górę, a on zaśmiał się i znów wyciągnął rączki, tym razem, żeby wtulić się w ramię taty.

Koniec.


niedziela, 23 sierpnia 2015

Szachista: Rozdział 7 ~Rada

Jestem z kolejnym rozdziałem!
Po raz tysięczny dziękuje Hachi za zbetowanie <3
Mam nadzieje, że podoba wam się nowy wygląd bloga bo mi bardzo! 
Teraz informacja dla ludzi o mocnych nerwach!  Zapominałam wam wcześniej napisać, że jeszcze jeden rozdział "Szachisty" i żegnamy się z tą historią. Niemożliwe? A jednak.
>><< 
Markiza Hermiona Granger siedziała na drewnianej ławce w ogrodzie, pod wierzbą, w otoczeniu przeróżnych ziół i kwiatów. Syciła się wonią, które wydzielała każda z roślin Ściągnęła maskę, która miała na głowie już od dwóch dni i  przetarła twarz dłońmi. Musiała ochłonąć, po tym co zrobił jej Hetman podczas posiłku i to w obecność jego sługi… Jej policzki były czerwone, a oddech przyśpieszony. Nie byłaby taka, gdyby ten czarnowłosy mężczyzna nie pchał łapsk pod jej suknię. Dobrze, że teraz zostawił ją samą, mogła przynajmniej ochłonąć. Nie powiedział jej jednak gdzie jedzie, po prostu pożegnał się z nią i zapewnił, że wróci za niedługo.
>>godzinę później<<
Hermiona schyliła się, aby przyjrzeć się bliżej roślinom, które ją otaczają. Większości gatunków, które rosły w tym ogrodzie, nie znała.
– Przepraszam panienkę – powiedział ktoś. Kobieta odwróciła się w stronę głosu i zobaczyła szczupłego bruneta, tego samego, który jadł z nimi obiad. Znów się zaczerwieniła.
– Słucham? – odpowiedział próbując powstrzymać zawstydzenie.
– Powinna panienka w mojej obecności nosić maskę – zauważył.
– Naprawdę?
Tak. Zwłaszcza proszę, aby nosiła ją panienka w obecności Księ... Pana.. – służący zmieszał się
– W czyjej obecności? – zapytała zdziwiona. Odkąd jest w tym domu, nie zastanawiała się, kogo tak naprawdę kryje maska, którą nosił Hetman.
– Mojego pracodawcy – odpowiedział widocznie zakłopotany.
– Czyżby? – podeszła do niego bliżej, on zrobił kilka kroków do tyłu.
– Miałem przekazać tylko, że do dyspozycji panienki jest biblioteka Księ… Pana – powiedział szybko, ukłonił się i sprężystym krokiem skierował się do posiadłości. Hermiona ruszyła za nim. On wiedział kim jest Hetman.  Musiała się tego dowiedzieć.
– Stój! – krzyknęła za Korneliuszem, jednak brunet nie zagregował i szedł dalej – Ja nie mam pojęcia, gdzie jest biblioteka! – znów krzyknęła i prawie biegła za służącym. Jednak zwolniła, gdy była metr od niego, żeby przysłuchać się temu, co szepce sam do siebie:
– Korneliuszu… ale ty masz długi jęzor… Na miłość boską! Ona może wiedzieć… Ale co jeśli pan nie wie... Nie, na pewno wie. Nie było takiej o  której nie  wiedział, ale ona… ona ma to… to... jest…
 Mężczyzna zatrzymał się, a Markiza o mało na niego nie wpadła. Sługa odwrócił się w jej stronę.
– Uciekaj stąd, on cię skrzywdzi – powiedział poważnie i chciał odejść, jednak kobieta chwyciła go mocno za ramię.
– O co tu chodzi? O czym szeptałeś do siebie? Jaka jestem?
­– J-Ja... – zająkał się. – Nie mogę powiedzieć. Nic – powiedział wystraszony.
– Dlaczego? Mów! –zażądała.
– Nie mogę, nie mogę, nie mogę…  - powtarzał wciąż.
– Bo inaczej zadbam o to, że wylecisz z tego domu i nie znajdziesz pracy w całym Denar – Minęła chwila zanim odpowiedział. W jego oczach malował się prawie namacalny strach.
– Z-Z-Złożyłem... – przełknął głośno ślinę. Drzwi frontowe zaskrzypiały głośno.
– Rose! –usłyszeli z oddali znajomy baryton.
– Mów szybko! – zażądała, słysząc w dalszym ciągu nawoływanie.
– P-Przysięgę! – wypiszczał wystraszony. – W-Wieczystą. Nic nie powiem, nie mogę. – Widziała w jego oczach łzy. – Ale proszę, nie mów nic Panu.
Poluzowała uścisk na jego ramieniu i dała odejść.
>><< 
– Korneliuszu! – ryknął Hetman, a chudy mężczyzna w pośpiechu, stawił się na życzenie swojego pana.
– Tak? – zapytał dalej wystraszony.
– Weź to – wskazał na masę skrzyń, które stały tuż za nim – i zanieś do mojej pracowni. – dokończył. – Gdzie ona jest?
– Mówisz Panie...
– Oczywiście! – krzyknął zdenerwowany.– A o kim innym, idioto?!
– W ogrodzie, panie –  odpowiedział i zajął się skrzyniami.
>><< 
Markiza Hermiona Granger wróciła do ogrodu. Próbując uspokoić myśli stwierdziła, że zrobi sobie mały spacer. W powietrzu było czuć woń kwiatów, która po chwili  zaczęła mieszcząc się z zapachem tytoniu i piżma. O co t chodzi? Zmarszczyła brwi. Dalej ten sam zapach. To nie możliwe, pomyślała. Coś ją jednak mocno szarpnęło. Myślała, że przywita się z posadzką, jednak poczuła jak na jej biodra trafiają duże ciepłe dłonie, które mkną powoli w górę i zaciskają się na tali. Ktoś obdarzył ją mocnym napastliwym pocałunkiem.
– Dobrze cię widzieć – powiedziała, gdy ich usta uwolniły się od siebie.
– Mam nadzieję, że nie nudziłaś się zbytnio beze mnie.
– Skądże. – Znów się uśmiechnęła. – Ale... – zaczęła z zadziornym uśmiechem, gdy on próbował rozpiąć jej suwak. Tak, po raz kolejny się do niej dobierał… Zatrzymał się gwałtownie, widząc jej złowieszczy uśmiech.
– Cóż się stało? – zapytał zaciekawiony.
– Tęskniłam. – zachichotała, a jemu prawie udało się rozpiąć jej suknię. – Nie pójdzie ci tak łatwo. Nie chcę, abyś i ty się nudził – uwolniła się z jego ramion i zaczęła biec w głąb ogrodu.
– Nie uciekniesz mi! – krzyknął, ruszając za nią. Kobieta skręciła w prawo, wchodząc w wysoki żywopłot z jakichś drobniutkich, różowych kwiatów.
– Złap mnie jeśli potrafisz! – krzyknęła i odwróciła się, ale jego nie było. – Hetmanie? – zawołała go cicho. Odwróciła się znów i o mało nie zderzyła się z jego klatką piersiową.

– Mam cię – uśmiechnął się tryumfalnie i wplótł ręce w jej dłonie oraz pocałował. Następnie, nie przerywając pocałunku, naprowadził ją na żywopłot, który wydawał się być miękki, jednak w rzeczywistości okazał się być pewnego rodzaju muru z kwiatów. Oderwał się od niej, a Hermiona dobrze wiedziała, czego oboje chcą. Podniosła suknię, a on bez skrupułów roztargał jej rajstopy i zsunął z niej figi. Chwycił ją za pośladki i uniósł, a ona swoimi nogami oplotła jego talię. Czuł jak jej soki rozlewają się na jego penisie. Nakierował członka na jej wejście, ale nie wszedł w nią. Poruszał nią lekko, tylko po to, żeby mógł usłyszeć, jak cicho wzdycha. Ocierał się o nią. Hermiona składała delikatne pocałunki na jego twarzy, próbując złapać oddech. W końcu, gdy brunetka wbiła paznokcie w jego ramiona, wszedł w nią. Tym razem powoli. Schował i tak już ukrytą twarz w masce, w jej włosy. Po czasie pogłębił ruchy i zwiększył tempo, doprowadzając siebie i ją do obłędu. Oddał jej delikatny pocałunek. Hermiona wtuliła się w niego i zdała sobie sprawę, że to co czuje w stosunku do Hetmana, jest głębszym uczuciem. Nie może, tak po prostu uciec, jak poradził jej Korneliusz.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Szachista: rozdział 6 ~Let live! + Liebster Blog Award

 Hej!
Kolejny (krótki)  rozdział oddaje w wasze ręce. Wszytko dzięki Hachi, która okazała mi swoje dobre serduszko i zgodziła się na zbetowanie rozdziału. DZIĘKUJE KOCHANA!
Możecie jej także podziękować za to, że nominowała mnie do Liebster Blog Award, dzięki temu macie okazje poznać mnie troszkę bardziej.
>><<
Markiza Hermiona Granger otulona miękkim beżowym ręcznikiem, czekała na swojego zbawiciela w zimnej łazience. Nie musiała długo cierpieć na brak towarzystwa. Drzwi łazienki zaskrzypiały, a za nimi wyłoniła się umięśniona sylwetka jej towarzysza. Uśmiechnęła się na jego widok.
­­- Proszę – wyciągnął w jej stronę ubrania i posłał złośliwy uśmiech.
- Dziękuję - odpowiedziała i patrzyła, jak wychodzi z pomieszczenia. Zatrzymał się przy futrynie i obrócił w jej stronę.
- Pomóc ci się ubrać, czy poradzisz sobie? – zapytał ochrypłym głosem, co podziałało na Hermionę. Zrobiło jej się ciepło w podbrzuszu, a nogi zacisnęła bardziej, żeby nie mógł dostrzec, jaka jest mokra. Zastanowiła się chwilę nad jego propozycją i wiedziała, czym skończy się jego pomoc, dlatego postanowiła zainicjować wszystko inaczej. W końcu nie mogła być aż tak bardzo przewidywalna.
- Wiesz… - zaczęła iść powoli w jego stronę, zsuwając z siebie ręcznik, którym była owinięta. – Niestety będę musiała… - stanęła przed nim całkowicie naga, wieszając się na jego szyi i uśmiechając kokieteryjnie. Na jego twarzy gościł złośliwy uśmiech, który sugerował, że za chwilę dopnie swego i kobieta mu się odda.– ... odmówić.
Uśmiechnęła się równie złośliwe jak on i złożyła tylko krótki pocałunek na jego ustach, następnie trzasnęła drzwiami łazienki, pozostawiając go z tępym grymasem na twarzy. Wróciła do ubrań, które zostawił jej Hetman. Zaczęła przyglądać się górze swojej bielizny, mianowicie czarnemu wiązanemu z przodu gorsetowi, który miał wybitą na materiale różę. Włożyła go na siebie i ściągnęła mocno czarne, lekko połyskujące wstążeczki, które były wplecione w gorset. Następnie wciągnęła także czarne, koronkowe figi. Podeszła do dużego lustra w złotej ramie opartego o ścianę i przejrzała się w nim. Pierwsza myśl, jaka jej przyszła do głowy, to że wygląda jak te nic nie warte kobiety z ulicy, które oddają się byle komu za pieniądze. Ale z drugiej strony podobało jej się to, co widzi. Ostatecznie ubrała na siebie ostatnią rzecz, jaką dał jej tajemniczy towarzysz. Krótką sukienkę w kolorze skrzepniętej. Obróciła się, by przeglądnąć się w lustrze. Zaczęła naciągać dół sukienki, żeby zakryć nią pośladki. "Co on mi dał, do cholery?!" zastanawiała się. Gdy ciągnęła sukienkę w dół, ta automatycznie odkrywała piersi, które były uwięzione w gorsecie. Więc musiała wybierać - albo piersi, albo pośladki. Została przy pierwszej wersji. Pośladki na wierzchu. Gdyby na to nie patrzeć, wyglądałaby dość przyzwoicie. Dopięła suwak sukienki i w końcu wyszła z łazienki. Widok jaki zastała, był zaprawdę podniecający. Przez duże okna sypialni wpadało ciepłe słońce i pieściło bladą cerę mężczyzny, który zapinał guziki białej koszuli. Markiza podeszła do niego i chwyciła jego dłonie.
- Po co ci ta koszula? – zapytała zadziornie, patrząc w jego czarne oczy, które ukrywały się nadal pod maską. – Lepiej wyglądałeś bez niej. – Zaczęła rozpinać guzki, które zapiął. Pion by tego nie zrobił – pomyślał i znieruchomiał, gdy poczuł jej ciepłe wargi, które składały pocałunki ciągnące się od klatki piersiowej w dół. Drobnymi dłońmi rozpięła pasek i zsunęła z niego spodnie i bokserki. Podniosła się w górę i ocierając się o niego w bieliźnie zaczęła go całować. Objął ją w talii i wędrował dłońmi po jej plecach.
- Nie tak szybko. – powiedziała, odrywając się od niego, gdy chciał rozpiąć jej sukienkę. Osunęła się w dół i chwyciła w dłoń jego członka, zaczynając pieścić jego główkę ustami. Pracowała powoli, co doprowadzało go do furii. Po czasie nie wytrzymał. Chwycił ją mocno i rzucił na łóżko. Nachylił się nad nią, oddychając nie równo, zerwał jedną dłonią jej majtki. Wszedł w nią szybko, kryjąc twarz w jej włosach, które rozsypane były na pościeli. Poruszał się szybko, wsłuchując się w głośne pojękiwania kobiety. Sam doszedł z gardłowym warknięciem. Opadł na nią, jednak potem przewrócił się na bok i wpatrywał w sufit zdyszany. – To nie koniec – widok przysłoniły mu brązowe loki i uśmiechnięta twarz Markizy Granger. Unieruchomiła jego nadgarstki i bezceremonialnie na nim usiadła. Poruszała się z początku wolno, żeby potem robić to szybciej. Nachyliła się nad nim i pocałowała go lekko. Odwzajemnił pocałunek, nie umiejąc złapać tchu. Wbiła paznokcie w jego nadgarstki, a on warknął głośno, gdy poczuł lekki ból zmieszany z przyjemnością. Potem znów zareagował tak samo, gdy szczytował, a ona wciąż nie przerywała i poruszała się na nim. Wbiła z wielką siłą paznokcie w jego skórę i robiła to nadal. Poczuł jak jej mięśnie zaciskają się na nim, aż w końcu doszła. Cieszył się, że zaraz opadnie tuż obok niego, jednakże nie - ona wciąż na nim była i co gorsza, chyba nie chciała przestawać.
- Opanuj się – wysyczał z trudem, widząc jak zaciska oczy.
- Nie chcę  - uśmiechnęła się złośliwie.
- Będziesz musiała. – przewrócił ją na plecy i nachyli się blisko jej ust. – Spokojnie, moja Rose – wydyszał chrypliwym głosem jej imię. Z impetem rzuciła się na jego usta i dzięki temu sprawiła, że oboje wylądowali na ziemi z hukiem. BUM!
- PANIE MÓJ! – do pokoju wpadł szczupły brunet. – Coś się stało? Usłyszałem… - nie skończył, gdy zrozumiał co się dzieje. – Ja nie będę przeszkadzał, przepraszam – ukłonił się i szybko zamknął drzwi.
- Korneliuszu! – krzyknął za nim czarnowłosy mężczyzna.
- Słucham mój panie! – krzyknął przez drzwi jego poddany, jednak w odpowiedzi usłyszał tylko stłumiony bełkot. – Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć?! – krzyknął sługa, jednak, znów dostał w odpowiedzi to samo. – Naprawdę nie może pan mówić zrozumianej?! – krzyknął ponownie i w końcu otworzył drzwi do sypialni. Zrozumiał dlaczego jego pan nie mógł mówić. Nawet go to nie dziwiło… Uniemożliwiały mu to usta kobiety, która nadal siedziała na nim okrakiem. – Czy mógł by pan powtórzyć? – zapytał nieco zmieszany całą sytuacją.
- Korneliuszu… – powtórzył i wyrwał się od brunetki, kierując się na kolanach w stronę swojego służącego. – Zrób obia… - nie skończył, bo Markiza pociągnęła go za kostkę tym samym powodując, że upadł, tuż przed swoim sługą.
- Oczywiście.

Sługa Hetmana powstrzymywał się od tego, żeby zaraz nie wybuchnąć śmiechem. "Co ta kobieta z nim wyprawia?" zastanawiał się w myślach. Zamknął za sobą drzwi, jednak gdy to zrobił, dojrzał jeszcze, jak brunetka w pokoju znów siada okrakiem na jego panie, a on wydaje z siebie dość dziwne jęki.
>><<
Liebster Blog Award

1.Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
Szczerze mówiąc to już od małego lubiłam pisać. Wszyto zaczęło się od napisania krótkiego opowiadanka o moich dziadkach. Oczywiście gdyby nie moja babcia, nie brnęła bym w pisanie. Bo to zawsze ona najbardziej jest zafascynowana moimi wypocinami, nawet tymi, które umieszczam na blogu, czy piszę do szkoły.

2. Co inspiruje Cię do tworzenia?
Zdecydowanie muzyka i przyjaciółka.

3. Czy masz jakiś ulubiony cytat, który wiele dla Ciebie znaczy? Jaki?
"Musisz tworzyć"~ nie wiem skąd w mojej głowie wzięły się te słowa, ale bardzo mocno się ich trzymam.

4. Co zawsze powtarzała Ci mama?
„Jesteś zbyt poważna”

5. Jak wyglądasz, gdy wpadniesz w twórczy szał pisania?
Potargane włosy, palce bolące od stukania w klawiaturę, przekrwione oczy… Żartuje. Wyglądam zwyczajnie. Zwykle wtedy, siedzę ze słuchawkami w uszach i ciężko się do mnie dobić. 

6. Wolisz usłyszeć brutalną prawdę czy słodkie kłamstwo?
Brutalną prawdę.

7. Co byś zrobiła mając do wyboru: zabić siebie lub kogoś Ci bliskiego?
Zabić siebie .

8. Pierwsze słowo, jakie przychodzi Ci na myśl?
Kapusta xD

9. Ulubiona pogoda.
Gdy pada deszcz lub śnieg.

10. Co Twoim zdaniem jest najlepsze w Twoim blogu?
To że jest stworzony  wyłącznie przeze mnie. Nikt nie pomagał mi przy jego tworzeniu. Wszytko robiłam całkowicie amatorsko i przez to jest wyjątkowy. 

Niestety nie nominuję nikogo, bo ostatnim czasy czytam jakoś mało blogów...

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Szachista: rozdział 5 ~My Soul to Take

W końcu dodaję rozdział... Przyznam się bez bicia, że nie betowany, bo w ostatnim czasie mam problem z moją bętą, której już chyba nawet nie mam.(Przez to wynikło opóźnienie z opublikowaniem tego rozdziału) Szukałam także innej, która by się zgodziła na współprace zemną, ale wszytko na nic.. Dlatego też zastanawiam się czy w ogóle jest jeszcze sens publikowania dalszych rozdziałów Szachisty? Chyba, że będę dodawać nie zbetowane rozdziały... Ostatnio wątpię w swoje możliwości...
>><<
 Nocą Denar wydawało się całkiem innym miejsce niż za dnia. Uliczki były puste i ciche. Nikt nie krzątał się wokół sklepików, a damy dworu nie gestykulowały na tarasach o najnowszych ploteczka. Miasteczko otulone nocą było o wile spokojniejsze. Jednak powrót do swojego domu okazał się być długą drogą zamysłu dla Markizy Hermiony Granger. Z całego tego zamieszania na balu, postanowiła, że dojdzie do swoich kwater o własnych nogach. Nie chciała wyrywać Dumbeldorów z zabawy. Cały czas myślała o Hetmanie i o tym pocałunku. Kciukiem dotknęła dolnej wargi, tak jakby w sentymencie. To było dość nie na miejscu, co robił jej towarzysz, ale nie zważała na to. Wręcz przeciwnie, gdzieś w środku niej podobało jej się to, a z drugiej strony dziwiła się sobie, że ktoś całkowicie jej nie znany wywołał u niej burze myśli, które kłębiły się w jej głowie. Skręciła w jedną z ciemniejszych uliczek i przyśpieszyła tempa, nie chcąc napotkać kogoś nie chcianego. Była już prawie u celu, gdy poczuła na swoim ramieniu dłoń, która szarpnęła ją mocno do tyłu.
-Panna Granger. – syknął męski głos. Hermiona przez chwile zamroczona nie rozpoznała osoby, który do niej mówi. – Trzeba było jechać powozem. – Dopiero teraz dojrzała, że to sędzia Malfoy.
-Proszę mnie zostawić. – powiedziała poważnie, ale ten nie zareagował na jej słowa. Chwycił ją mocniej i przygwoździł do ściany jednego ze sklepów. –Puść mnie! – krzyknęła. Blondyn spojrzał na nią, a Hermiona o mało nie zemdlała. Widziała w jego oczach jakim jest potworem.
-Teraz będę cię miał – sarknął obrzydliwie i zsunął z siebie spodnie. Wystraszona jego zachowaniem, zaczęła miotać się i wyrywać, przecież nie mogła pozwolić, żeby jakiś dupek robił z nią co chce! Jednak wszystko na nic, była za słaba, dla silnego uścisku sędzi  – Spokojnie. – Uśmiechnął się wrednie i podniósł jej suknie.
-Puść mnie, draniu !  - krzyknęła znów i uwolniła ręce, które od razu trafiły na jego policzek, na którym odcisnął się czerwony ślad jej ręki.
-Niegrzeczna z ciebie dziewucha. – Posłał jej wstrętny uśmiech, z którego wynikało, że podobało mu się jej zachowanie. Malfoy nie był dłużny i także, jak ona uderzył ją siarczyście w policzek. Kobieta po tym ciosie straciła na chwilę świadomość. Niestety na tę chwilę zapomnienia, Hermiona pozwoliła sobie na za długo. Blondyn nie czekał, aż ona oprzytomnieje, jedną dłonią unieruchomił jej nadgarstki, a drugą był już dawno w jej ciele. Markiza poczuła, jeszcze większe obrzydzenie, do niego, ale również i do siebie. Chciała wyrwać się z tego brudnego uścisku. Zaczęła krzyczeć w nadziei, że może ktoś w tej ciemnej uliczce ją usłyszy. Jednak i na to nie mogła liczyć. Malfoy wpił się w jej usta, uniemożliwiając jej ostatnią deskę ratunku. Był natarczywy i brutalny. Markiza Granger już nie miała sił, gdy uderzył ją znów, bo nie skończyło się tylko na jednym spoliczkowaniu. Robił to regularnie, podniecając się tym bardziej. Po jej policzkach powoli spływały łzy, a głęboko w sobie czuła jak bardzo staje się brudna przez niego. Uderzył ją znów, a kobieta miała wrażenia jakby poluzował uścisk na jej nadgarstkach. Poruszała lekko palcami i miała rację. Był zbyt zajęty jej kobiecością i sapaniem  do ucha, żeby zdać sobie z tego sprawę. Wyciągnęła obie dłonie z jego uścisku i pchnęła go do przodu. Sędzia upadł na ziemie z łoskotem. PLASK! Hermiona także leżała na ziemi, poczuła piekący ból na podbródku, jednak nie to w tej chwili było najważniejsze, obejrzała się za siebie i dojrzała, że jej przeciwnik był szybszy, niż jej się wydawało. Trzymał ją za rąbek sukni. Podniósł się z ziemi, a Hermiona pomyślała, że teraz ma koleją szanse na ucieczkę, jednak, zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Malfoy sprzedał jej bolesny kopniak w żebra. Zaśmiał się obrzydliwie, widząc jak jego ofiara zwija się z bólu.
-No teraz Granger przekonamy się czy jesteś taka świętoszkowata za jaką cię uważają – Widziała jak przez mgłę, że ściągnął z siebie ostatni skrawek materiału, który zasłaniał jego przyrodzenie. Położył się na niej i już miała czuć, jego członka w sobie, gdy ktoś za jego placów krzykną:
-MALFOY! ZOSTAW TE DAMĘ W SPOKOJU! – teraz nie czuła na sobie ciężaru arystokraty. Ktoś odciągnął od niej mężczyznę. – Zabierz ją do powozu Korneliuszu! – krzyknął ten sam głos, a Markiza Granger poczuła jak unosi się i ma przed sobą szczupła, lecz zamazaną twarz bruneta. Zamrugała kilka razy powiekami, jednak jej wzrok się nie polepszył. Wręcz przeciwnie poczuła jak każdy skrawek jej ciała daje o sobie znać. Przed jej oczami zawitał kompletna ciemność.
>><< 
Kobieta obudziła się w równie ciemnym miejscu, w jakim „zasnęła?”. Podniosła się i poczuła kujący ból w głowie.
-Leż – rozkazał jej ktoś i położył.
-A z kim mam przyjemność? – powiedziała słabo, krzywiąc się jeszcze na ból głowy.
-A jak myślisz? – zapytał ten ktoś zadziornie, dodając na końcu – Rose.
-To ty – podniosła się szybko, chcąc znów mu się przyjrzeć. –Hetman…
-Mówiłem, leż. – poczuł jego dłoń na klatce piersiową, ciągnął ją ręką w dół, tak żeby znów się położyła. Hemiona otwierała usta, żeby protestować, przecież nie była, aż tak słaba! Jednak on przerwał jej. – Zaraz będziemy, na miejscu to zajmę się tobą, mój aniele. Muszę cię z tond wynieść.
-Jak to wynieść?- zdziwiła się, jednak nie miała szczęścia otrzymać odpowiedzi. Poczuła jak znów się unosi, ale teraz wszystko było dla niej jaśniejsze. Widziała jego bladą twarz, a przynajmniej część, dalej miał na sobie, maskę zresztą ona też. Uśmiechnęła się lekko na jego widok, upewniła się przynajmniej, że to w stu procentach ON. Zaciągnęła się świeżym powietrzem, musiał iść przez jakieś las. Bo poczuła zapach drzew i słodkich kwiatów. Nie to z pewnością nie mógł być las – zwątpiła. To był ogród,  wypełniony masą drzew i kwiatów, wyobraziła sobie to i delektowała się tym zapachem, tylko to mogła robić, gdyż zewsząd w dalszy  ciągu otaczała ją ciemność nocy. Jej wyobraźnie zmącił inny zapach. Mieszanka tytoniu z alkoholem i coś jeszcze coś innego, przyjemnego nie umiała tego określić, ale podobało jej się to. Przekręciła głowę w stronę jego łokcia i poczuła, że to ON tak pachnie. Niemal rozkoszowała się tym zapachem i tą dziwną bliskością, jednak nie. Nie dała sobie na długo tej przyjemności. Przypomniała sobie jak potraktował ją Malfoy. W dalszym ciągu czuła się brudna. Odwróciła się, tak jakby w geście obrazy.
-Nie za dobrze się bawisz w mych ramionach? – Popatrzył na nią i uniósł brew. Markiza tego nie dostrzegła, stwierdziła, że grzechem jest na niego patrzeć. – Zaraz wypoczniesz. Korneliuszu pomóż mi. - Przeszli przez drzwi jakiegoś pomieszczenia i oślepił ją blask światła. Przez chwilę mrużyła oczy, aby przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Gdy w miarę widziała, zaczęła się przyglądać otoczeniu. Jednak jej towarzysz nie pozwolił jej na zbytnie podziwianie swoich włości. Obrócił ją sobie ku swojej klatce piersiowej, lecz zanim to zrobił kobieta była zdziwiona szykiem i elegancją pomieszczeń. Weszli po schodach, skręcili w prawo i znów przeszli przez futryny jakiś drzwi. Tu było ciemniej. Poczuła jak delikatnie opada na czymś miękki. Dłońmi namacała, że to materiał, musiała leżeć na łóżku. Uśmiechnęła się do siebie i zadowolona z wygodnej pozycji, zamknęła oczy, żeby rozkoszować się tym uczuciem.
-Piękny uśmiech – powiedział spokojnie, cały czas przyglądając się jej. Ona oszołomiona całą sytuacją, choć był przy niej to, zapomniała o jego obecności. –Nie odpowiadaj. – zażądał i przycisnął swój wskazujący palec do jej ust. – Teraz śpij, a potem doprowadzę cię do stanu używalności. – uśmiechnął się lekko, znów ten nie widoczny uśmiech. Odwzajemniła go i zasnęła.
>><<
Czarne płatki róż lekko muskały jej dłoń. Zaczynając od ramienia i kończąc na palcach jej lewej dłoni. Mruknęła niezadowolona, że ktoś miał czelność zakłócać jej sen. Właśnie sen. Spała błogim snem. Nie pamiętała by kiedykolwiek była tak wypoczęta jak teraz, ale dlaczego akurat mogła spać w jego domu? Otworzyła powoli oczy i pierwsze, co zobaczyła to był ON. Znów miał na sobie maskę. Dotknęła swojej twarzy. Też ją miała. Spojrzała za okno, słońce dopiero wschodziło. Musiała przespać w jego łóżku cała noc. Uśmiechnęła się lekko na tę myśl, jednak szybko skarciła się w myślach, za zachowanie, które nie przystoi damie dworu. Podparła się na łakociach, żeby sprawdzić, ile ma siły i czy ból głowy powróci, jednak spotkała się tylko z osłabieniem i lekkim , krótkim bólem głowy. Usiadła na łóżku i dostrzegła, że ma całkiem inne ubranie niż, zanim zasnęła. Była w dużej męskiej koszuli. Powąchała jej mankiety i rozkoszowała się cudownym zapachem, tytoniu i piżma, teraz wiedziała, czym jest ta woń której wcześniej nie umiała rozpoznać. Przeniosła swoje oczy na niego i zrozumiała, że cały czas na nią patrzył. 
-Dzień dobry, moja Rose – Przewertował ją wzrokiem czarnych spojówek – Mam nadzieję, że moja koszula była na dość duża, a łóżko dość miękkie, żebyś mogła błogo spać.
-Dziękuje, wszystko jest wprost idealne – posłała mu słodki uśmiech
-Nie sądzę, jednak mam dla ciebie, dość skromny prezent. Chcę wynagrodzić ci wspomnienia ubiegłej nocy. – Wyciągnął ku niej czarny kwiat.
-Dziękuje, lecz to nie było konieczne – wzięła z jego rąk kwiat i żałowała, że nie mogła dostać  flakonu z jego perfumami. Była by w siódmym niebie. Powąchała roślinę i jednak bogowie ją wysłuchali. Płatki czarnej róży nasiąknęły mocno zapachem jej towarzysza, zabijając słabą i naturalną woń kwiatu. Uśmiechnęła się pod nosem i zachwycona, ścisnęła mocniej łodygę róży.
-Spokojnie –Dotkną jej krwawiący od kolców rąk.
-Przepraszam, nic nie poczułam – powiedziała lekko spanikowana, widząc jak z jej rąk sączy się krew.
 -Nie przepraszaj – wyciągnął różdżkę, którą miał za paskiem i cicho wymówił zaklęcie, które sprawiło, że rany na jej dłoniach zabliźniły się. – Już dobrze. – Pocałował jej wewnętrzną stronę rąk, zmierzając, aż do ramienia i  zbliżając się tym samym do jej ust.
-Przestań –syknęła zasmucona, gdy chciał oddać jej gorący pocałunek.
 -Słucham? – Popatrzył na nią wymowie. – Czego mam nie robić? Tego? – Wpił się w jej usta. Całując tym razem szybciej, zmysłowo, idealnie. Z początku była oszołomiona tym co zrobił. Spięła wszystkie swoje mięśnie, jednak nie mogła się powstrzymać, żeby jego blade usta, nie pieściły jej warg. Zakochała się w jego pocałunku. 
-Nie rób tego więcej – uwolniła się z bólem serca od cudownego pocałunku. Nie patrzyła na niego, nie mogła, nie pozwoliła sobie. Koniec z tym! Nie może tak łatwo dać mu się otumanić!
-O, co chodzi? – Chwycił jej dłoń, ale ona szybko wyrwała ją z jego uścisku. Przygryzła wagę i zacisnęła mocniej oczy. – O co chodzi? – Powtórzył pytanie,  wyczuła w jego głosie troskę i coś jeszcze zirytowanie? Złość? – O co chodzi? – Znów powtórzył.
-Jestem brudna. – Wydusiła w końcu z siebie dalej nie patrząc na niego. Schowała twarz w dłoniach. Minęła dłuższa chwila, zanim którekolwiek coś powiedziało, lub uczyniło gest w stronę drugiego. Hetman przebił tę barierę. Odciągnął jej ręce od twarzy . Popatrzył w jej oczy. Udało mu się wpleść palce w jej dłoń. Zobaczył jej silne oczy, które teraz były zeszklone, ale opierały się łzą, mocno napierających do jej spojówek. Zacisnął mocniej uścisk na jej  dłoni. Chciał żeby miała pewność, że przy nim może czuć się bezpiecznie. Jedna z jego sztuczek – wzbudzić w kobiecie zaufanie.  – Nigdy nie byłaś i nie będziesz brudna. – Musnął lekko jej usta. – A jeśli tak uważasz. – Pociągnął jej dłoń, wyprowadzając ją tym samym z łóżka Markiza zachwiała się lekko stojąc o własnych siłach na zimnej posadzce. Hetman nie czekał aż wróci jej równowaga. Chwycił ją w ramiona i kopniakiem otworzył kolejne drzwi, za którymi kryła się łazienka. – To… - Posadził ją na jednej ze ścianek wanny i następnie odkręcił kurki z wodą. – Pomogę ci go zmyć.
-Nie – zaprotestowała. Jej towarzysz nic nie mówił. Zaczął rozpinać guzki swojej koszuli i odkrywać przed nią swoje umięśnione ciało. Z daleka zauważyła, że widnieją na nim jakieś kreski, po chwili zrozumiała, że to były blizny. Niemal całe jego blade ciało pokryte było bliznami. Chciała wypytać, go o ich przeszłość jednak zawahała, się gdy spostrzegła, że rozpina spodnie, które chwilę później opadły na podłogę. Zacinała ręce na wannie. Karciła sobą, bo nie mogła oderwać od niego wzroku, nie mogła uciec mu, nie potrafiła. Gdy zbliżał się do niej zauważyła, że na jego nadgarstku, w tym samym miejscu, w którym widniało znamię Minerwy, skrywa się kolejna tajemnica.  W końcu byli twarzą w twarz. Chwycił za guzik koszuli, którą Hermiona miała na sobie.
-Nie dotykaj mnie. – warknęła i wstała odpychając jego ręce. Stała teraz do niego plecami, próbując dojrzeć drzwi z łazienki i uciec. Bała się tego, co może się za chwilę wydarzyć. Przełamała się. Ruszyła w stronę wyjścia. Gdy miała złapać za srebrną rzeźbioną klamkę, poczuła na swoich plecach ciepły ciężar jego ciała, który otulał ją i nie pozwalał uciec jak to zaplanowała. Nie chciała być znów skrzywdzona, jak to zrobił jej Malfoy.
-Aniele, jesteś zbyt kusząca, żeby moje dłonie oszczędziły poznanie twojego ciała.. – wyszeptał jej do ucha, przyciskając bardziej  do siebie. Czyżby wyczuł, że chce odejść?
-Przestań – syknęła, prawie uwalniając się od jego uścisku.
-Rose – wyszeptał chrypliwym głosem, a ona poczuła jak w podbrzuszu robi jej się ciepło. Kolana jej zmiękły. Coraz bardziej chciała z nim zostać i przekonać się jakie jeszcze emocje potrafi wywołać u niej, nie tylko posługując się głosem – Oddaj mi się – Cała zadrżała. Jednak w porę jej umysł otrzeźwiał, przywołując  do pionu i przypominając, że ma uciekać.
-NIE! PRZESTAŃ! – krzyknęła i odrzuciła jego ręce oplatające talię. Obróciła się szybko  i spojrzała poważnie w jego oczy. – Nie dotykaj mnie! Nie całuj! Zostaw mnie w spokoju! – Kilka łez spłynęło po jej policzku. – Po prostu przestań – powiedziała ciszej spuszczając głowę. Stali tak kilka minut. Wyciągnął dłoń, żeby otrzeć mokry od łez policzek, jednak ona w trakcie odepchnęła jego dłoń i swoją otarła skórę. Westchnęła zmęczona , nie patrząc na niego otworzyła drzwi, jednak on znów nie pozwolił jej uciec, chwycił jej wolną dłoń.  Markiza Granger popatrzyła mu szczerze w oczy.–Tak będzie lepiej.
-Nie będzie- powiedział równie poważnie jak ona– Boli cię, gdy trzymam twą dłoń?
-Nie. – odwróciła od niego wzrok i  smutnie wpatrzyła się jak w wannie wzbiera woda.
-A teraz? – Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno.
-Nie, ale…
-Nic nie mów. – przerwał jej i swój wskazujący palec położył na jej ustach – Chyba będę musiał zając twoje usta czymś innym, niż tylko paplaniną, moja droga. – Uśmiechnął się lekko i  kciukiem przejechał wzdłuż jej dolnej wargi – Mianowicie – Wpił się w jej usta, nie dając nic powiedzieć, nie mogła zaprzeczyć jego pocałunkom – Masz coś jeszcze do powiedzenia? – popatrzył na nią wznosząc brew.
-Więc… -zaczęła, ale  znów ją pocałował,
- Coś czuje, że nauka wpojenia ci tej teorii, będzie szła dość opornie – Zachichotała na odpowiedz i wiedziała, że teraz nie będzie mogła uwolnić się od niego. Szczerze to nawet nie chciała, w końcu przyznała to przed sobą. Nie chciała odchodzić. Już na pewno nie chciała go opuścić, gdy zaczął rozpinać guziki jej koszuli. Gdy on był zajęty jej ubraniem, żadne z nich nie spuściło wzroku z siebie. Dopiero, gdy wsunął  szczupłe ręce pod ramiona koszuli, która  tak samo jak jego ubrania przywitała się z podłogą, wykonała gest głową, chcąc wtulić się w jego dłonie. Składając jej pocałunek na  łącznie barku i szyi zapieczętował ich zabawę. Zaraz potem Hermiona znajdowała się w jego ramionach, stety czy nie stety nago. Znużył ją w wodzie i zakręcił kurki. Nie odwracając się do niej ściągnął z siebie bokserki, które kryły imponującej długości i szerokości penisa. Usiadł w wannie tuż za nią. Przyciągnął ją do siebie i pocałował plecy, które zaraz potem namydlił i spłukał. Położył ją sobie na klatce piersiowej, mając w ten sposób świetny widok na jej piersi, którymi zaraz się zajął. Pieścił jej sutki swoimi smukłymi palcami. Jedną  dłońmi zaczął wędrować wzdłuż jej tali. Dotarwszy do jej kobiecości. Wsunął kilka palców w jej ciało,  a Markiza zacisnęła nogi na jego dłoni. Drażnił jej łechtaczkę. Najpierw powolnymi kolistymi ruchami, potem szybszymi pionowymi. Doprowadzając ją tym do euforii. Kobieta poczuła jak jego męskość domaga się pieszczot. Na szczęści w tym monecie obrócił ją ku sobie i pocałował. Jęknęła głośno, gdy znów ich usta się spotkały. Chciała, żeby pieściły także inną część jej ciała. Hetman tak jakby odczytując jej myśli zanurzył głowę w wodzie i swoim językiem chciał doprowadzić ją do szaleństwa. Wplotła ręce w jego mokre włosy, zdając sobie sprawę jakiej są długości. Gdy rzemyk, którą miał na nich zsuną się, jego włosy musiały sięgać co najmniej do ramion, ale teraz nie zaprzątała sobie tym głowy, gdy mogła poczuć, że kolejny raz on doprowadza ją do szaleństwa. Wynurzył głowę, a Hermiona nie chciała być mu dłużna. Wyciągnęła rękę i przygwoździła go do wanny, cały czas uśmiechając się zadziornie. Pogładziła jego tors, ocierając się cała o niego. Jej sutki była drażnione przez jego ciało. Gdy jej kobiecość otarła się o jego penisa, wydał z siebie stłumione warknięcie. Pocałowała go, jego policzki, skronie, szyję, całując coraz to niżej. Dłonie oparł o ścianki wanny.. Poczuła na swoim udzie jak jego męskość niebezpiecznie rośnie. Wycałowała każdą z jego blizn. Hetman gładził jej głowę, rozluźniając się tym bardziej. W końcu i ona zanurzyła swoją czuprynę w wodzie i językiem lekko musnęła jego główkę. Usłyszała znów cichy pomruk. Językiem zaczęła wodzić kółeczka na jego główce, żeby potem ustami pieścić cały jego trzon. W tej chwili dało się słyszeć więcej niż jeden pomruk na raz. Podniecało ją to tym bardziej zmuszając do działania. Poczuła jak chwyta jej mokre włosy i zmusza ją do szybszych ruchów głowy. Uległa mu, dając kontrole na sobą. Poruszał nią szybko, nie długo potem czuła jak w jej ustach rozlewa się słona, lepka ciecz. Nie wypluła jej, choć z początku miała to w zamiarze. Połknęła i wynurzyła głowę. Gdy to zrobiła, zobaczyła pełną spełnienia twarz swojego towarzysza. Jednak ona jeszcze nie była do końca usatysfakcjonowana. On to widział w jej pełnym pożądania spojrzeniu. Przesunął się bliżej niej i chwycił w tali, zaczynając całować, podniósł ją i powoli opuszczał w dół. Nie przerywając pieszczoty ust. Markiza zaczynała coraz bardziej odczuwać jak on zatapia się w niej. Z początku drażnił się z nią. Lekko naciskał na nią. Zdenerwowana i spragniona jego bliskość, wykonała jeden szybki ruch, dzięki któremu poczuła go w całości. Przy pierwszym takim geście opadła na niego.
-W porządku? – zapytał widząc jej dziwne zachowanie.
-Pieprz mnie nie gadaj – wyszeptała cicho prosto do jego ucha.
-Wedle życzenia – wypowiedział z złośliwym uśmieszkiem na ustach. Zaczynając powtarzać głębokie ruchy. Gdy oderwała się od jego torsu, mógł podziwiać jak jej piersi unoszą się lekko i opadają. Był nią zachwycony. Jedna z lepszych kobiet w jego kolekcji. Odchyliła głowę do tyłu, a on zdał sobie sprawę, że zapomniał o jednej z najważniejszych rzeczy, mianowicie o jej „dostępności”. Chwycił jej nadgarstki, nie sprawiając żadnych pozorów i tak jak ona dzięki temu oddał się bardziej, próbując ją wyczuć. Otworzył szeroko oczy, gdy przekonał się o prawdzie.

-To nie możliwe. – wyszeptał cicho, jednakże Hermiona tego nie słyszała i na szczęście. Wykonał z nią jeszcze kilka szybszych ruchów dając jej spełnić się z cichym westchnieniem, przy tym dogadzając i sobie.