poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Szachista: Rozdział 8 [OSTATNI!] ~Zaklecie namierzajace

Wraz z końcem wakacji przychodzę do was z końcem mojego opowiadania. Dla ciekawskich wyjaśniam dlaczego nie będę ciągła tego w dalszym ciągu, a dlatego, że ja zwykle nudzę się szybko jeżeli piszę długie opowiadanie i po prostu boje się, że jeżeli z początku się wkręcę to gdzieś w środku opowiadania, nagle moja wena pryśnie. Ale mam dla was coś na pocieszenie. Zaczęłam pisać dłuższą miniaturkę. Więc oczekujcie kolejnego wpisu!
PS. Mam nadzieję, że nie zawiodę was tym rozdziałem! 
PS2. Dziękuje tym wszystkim, którzy czytają, komentują!
PS3. Po raz tysięczny dziękuje Hachi za zbetowanie! <3

>><<
„Ludzie są jak szachy, jednak strata każdego boli”
Był ciepły wrześniowy dzień. Hermiona już od roku nie bywała w Denar. Jedyną osobą z miasteczka, z którą miała kontakt, była Minerwa. Odwiedzała ją i informowała o najnowszych ploteczkach. Stąd Markiza wiedziała, że sędzia Lucjusz Malfoy został brutalnie zaatakowany przez nieznanego napastnika. Wszystkie brukowce o tym huczały. Hermiona mogła się nawet pochwalić, że ma jeden egzemplarz Proroka Codziennego, w którym widnieje Malfoy odgrażający się, że znajdzie "Gnoja, który mu to zrobił". Z blizną ciągnącą się przez czoło aż do czubka nosa, wyglądał jeszcze okropniej. Przypomniała sobie wydarzenia tej pamiętnej nocy. Pamiętała każdy oddech, każdy krzyk, każdą minutę tego horroru, każdy jego dotyk. A potem... On znów ją uratował. Pojawił się znikąd i zaopiekował  nią. Czemu nie jechałam wtedy powozem?! - nie umiała tego rozgryźć. Karciła się za tak nieumyślne zachowanie. Gdyby nie chęć bycia skromną, nie odmówiłaby Albusowi. Chciał ją odwieźć, ale ona widziała, jak błagalnie patrzy na nią Minerwa. Uległa jej, a teraz Hetman zapłaci za to, co jej zrobił.
>> pół roku wcześniej<<
- Chciała odejść i odeszła. - prychnął, popijając ognistą. - Była tylko zabaweczką do kolekcji - roześmiał się i odpalił papierosa.
- Mógłbym coś wtrącić? - zapytał spokojnie Korneliusz .
- Gadaj – warknął. W jego towarzystwie zachowywał się inaczej, był bardziej stanowczy i arogancki, niż gdy był sam lub przy niej.
- Ona była inna, pamiętasz panie o tym?
Hetman wiedział o tym i to bardzo dobrze, ale nie zależało mu na tym.
- Najważniejsze, że podałeś jej serum. - uśmiechnął się wrednie. - Jesteś taki sam jak ja. - Korneliusz nie odzywał się. Układał ingrediencje na półkach. - A teraz wynocha, wychodzę. Wrócę na kolację.
>><< 
Nie jestem taki sam jak ty, wcale nie podałem jej tego serum zapomnienia, myślał w drodze do salonu. Moje kłamstwa doprowadzą mnie do zguby. Może nawet pozbawią życia, ale co jeśli mogłem wybrać pomiędzy życiem, a ratowaniem uczuć niczemu niewinnej kobiecie? Jestem dżentelmenem. Przeżywałem już, jak on, bez żadnych skrupułów, wyrzucał za drzwi kobiety, ale teraz nie mogłem na to pozwolić. Ona była inna, a on nie widział jej wyjątkowości.
 >><<
Niebo ogarnęła czerń. Było bezkresne i gładkie jak tafla wody. Korneliusz ustawił na szklanym stole dwa białe talerze ze złotymi zdobieniami i karafkę dla pana i siebie. Może dziś pozwoli mi się napić? Albo lepiej, może pozwoli mi jeść z nim przy jednym stole? Dostawił sobie także filiżankę na swoją ulubioną, cytrynową herbatę. Pomiędzy talerzami ustawił danie główne - pstrąg łososiowy z warzywami i cytryną.  Poprawił jeszcze srebrną, połyskującą narzutkę, która ciągnęła się wzdłuż stołu i czekał. Czekał godzinę, drugą, aż w końcu podparty na łokciu zasnął.
- Cholera! - obudził go gwałtowny krzyk i trzaśnięcie drzwiami. Do salonu, gdzie zwykle jedli, wparował Hetman z furią w oczach. Korneliusz wstał z miejsca wyraźnie zaspany i stanął tuż za krzesłem, na którym siedział - Gdzie ona jest? - warknął mierząc sługę groźnym wzrokiem.
- Kto? - zapytał spokojnie.
- Dobrze wiesz kto - odpowiedział Hetman, zbliżając się w jego stronę i wyciągając z rękawa różdżkę.
- Chodzi panu o pannę Rose?
- Nie zgrywaj niewiniątka.
Hetman był już na tyle blisko, że Korneliusz był na wyciągnięcie ręki.
- Panie mój, ja nie wiem, gdzie jest panna Rose - skłamał służący. Wiedział gdzie jest, jak wygląda i jaka jest jest prawdziwa tożsamość.
- Może zacznijmy inaczej. - Hetman usiadł za stołem, w dłoni nadal ściskając różdżkę. - Siadaj. - rozkazał, a chudy mężczyzna drżąc wykonał polecenie. - Zacznę od tego, że odwiedziłem panią Romualdę Blackberry. Ma dwadzieścia pięć lat i od czterech lat jest szczęśliwą mężatką - Jego ton z rozwścieczonego zmienił się na spokojny. - Oczywiście zaprzyjaźniłem się z panią Blackberry do tego stopnia że chciała oddać mi swoje ciało, lecz i tu mamy haczyk, ja nie mogę jej skalać. - posłał Korneliuszowi spojrzenie godne bazyliszka.
 - Nie rozumiem - stwierdził mężczyzna po krótkiej analizie tego, co powiedział mu jego pracodawca.
 - Nie rozumiesz? - zapytał kpiąco Hetman, wstając i chyląc się przez stół do pracownika. - Nie mogłem do cholery jej dotknąć! - ryknął. - Tak samo jak innych! Sprawdziłem to - dodał mierząc go groźnym spojrzeniem.
- Ale co ja mam z tym wspólnego? - Mężczyzna czuł, jak wzbiera w nim strach. Pierwszy raz od lat czuł lęk wobec swojego Pana.
- Dam sobie rękę uciąć, że ty wiesz, gdzie ona jest. - obszedł stół dookoła. - Więc wyjaw mi to, bo z pewnością pamiętasz to kim byłem i jakie rzeczy robiłem oraz dla kogo pracowałem. - Korneliusz poczuł na swojej szyi zimną różdżkę swojego pana. – Drgniesz, a posmakujesz najbardziej wyszukanych klątw.
Po czole sługi spływały strużki potu. Jego strach mieszał się z paniką. Nie miał pojęcia o uroku, który Hermiona rzuciła na Hetmana. Mogła uprzedzić go, a wtedy przygotowałby się na tę sytuacje.
Korneliusz jeszcze nie raz tej nocy zawył z bólu rażony klątwą. Gdyby nie przysięga, jaką złożył na pewno już dawno by się złamał.
>><< 
Po trzecim dniu tortur, Korneliusz był wyczerpany. Ledwo mógł podnieść się z łóżka i zrobić porządki w domu. Był wściekły na Hetmana. Chciał wstać i umyć podłogę, odkurzyć meble. Był uzależniony od tego. Chciał żyć w ładzie, wszystko to było wynikiem  poprzedniego życia. Również jego pan do dziś odczuwał jego skutki. Zniszczył się. Przed wojną był inny. Zanim poznał tę Evans. Wojna złamała człowieka, a dziewczyna - serce. Dlatego się tak mści. Chce, żeby każda z kobiet miała tak samo złamane serce, jak on przez te wszystkie lata. Usiadł na łóżku i spojrzał na zegar. Było już po dziesiątej. Już dawno powinien być na nogach. Wstał z łóżka i lekko się zachwiał. Dotarł do drzwi i otworzył je. Wychylił głowę na korytarz. Panowała na nim absolutna cisza. Zamknął drzwi pokoju i zszedł do składziku po środki czystości. Szorował i polerował dom ostatkami sił. W porze obiadowej, jak to zwykle bywało, nakrył stół i podał jedzenie. Pomimo tego, co Hetman mu zrobił, czekał na niego. Minęło piętnaście minut odkąd wybiła czternasta, a jego pracodawca w dalszym ciągu nie pokazywał się. Nałożył jedzenie na talerz i ruszył w stronę sypialni swojego pana. Zapukał trzy razy. Nikt mu nie otworzył. Pociągnął za klamkę, a drzwi ustąpiły.
- Przepraszam. – wychrypiał słabo. – Przynio..
W pokoju nikogo nie było. Ruszył w stronę pracowni. Tak samo jak przedtem zapukał w drzwi i tym razem usłyszał stłumiony głos:
- Odejść! – krzyknął
- Przyniosłem obiad.
- Co ja powiedziałem? – ryknął.
Sługa wraz z posiłkiem wrócił do salonu i sam zajął się jedzeniem. Z początku nie przejmował się zachowaniem swojego pana, ale ten z dnia na dzień pił coraz więcej, palił i co gorsza coraz mniej wychodził z pracowni. Spędzał tam całe dnie i noce. Doszło nawet i do tego, że przesiedział tam dwa tygodnie bez kontaktu ze światem.
Chudy mężczyzna jak co sobotę zajął się odkurzaniem mebli. Zaczął od swojego pokoju. Wyjrzał przez okno. Chciał podziewać piękną pogodę. Skrzypnięcie drzwi. To niemożliwe, stwierdził i wybiegł z pokoju na korytarz.
- Mam – wychrypiał Hetman i uniósł w jego stronę fiolkę z żółtym płynem w środku.
- Cóż to? – zapytał zaciekawiony sługus, podchodząc bliżej i próbując przyjrzeć się substancji.
- To antidotum – uśmiechnął się wrednie mężczyzna. Korneliusz zrezygnował jednak ze zbliżania się do swojego pracodawcy. Czuł, jak jego ciało nasiąkło potem, eliksirami i dymem tytoniowym. Ta mieszanka nie dawała przyjemnego zapachu, wręcz przeciwnie - ostry odór. Służący nie wytrzymał i zatkał nos chusteczką nasiąkniętą płynem do mycia mebli. Pierwszy raz widział swojego pracodawcę w takim stanie. Miał lekki zarost, podkrążone  oczy i brudne ubrania.
- Antidotum na co?
- Na urok. – odparł jego pan i zmierzył wzrokiem zachowanie służącego. Zdał sobie sprawę w jakim jest stanie. – Zrób śniadanie, zaraz przyjdę – mruknął i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
>><< 
- Wychodzę! – krzyknął na odchodne, nie tykając nawet śniadania. Ekscytacja przeważyła nad wszystkimi innymi potrzebami. Koniecznie musiał wypróbować to antidotum. 
>>trzy miesiące później<<
- Jak myślisz, czy on czasami mnie wspomina? – zapyta Hermiona swoją przyjaciółkę Minerwę, która siedziała naprzeciwko niej, ściskając filiżankę z herbatą.
- Nie chciałabym cię okłamać. Nie mam pojęcia. – popatrzyła na nią ukradkiem. – A ty myślisz o nim? – Policzki Markizy zrobiły się czerwone, a ręce zaczęły drżeć. Uśmiechnęła się niewinnie. – Myślisz. – oznajmiła aptekarka z ukrytym strachem.
>><< 
- Kolejną butelkę! – ryknął i rzucił w Korneliusza pustą.
- P-panie – zająkał się brunet, unikając lecącej w jego stronę butelki.
- Mówię coś, a wiesz że nie lubię się powtarzać. – Uniósł pustą szklankę do ust i spróbował się napić. – Do cholery, sam mam sobie ją przynieść? – Wstał z fotela w którym siedział, zachwiał się i upadł z hukiem tuż obok fotela. Korneliusz nie czekał długo. Podbiegł do swojego pana i pomógł mu usiąść obok fotela.
- Jak się Pan czuje? – zapytał zmartwiony sługa.
- Ja już tego nie czuje.
- Czegóż?
- Ich wszystkich, są, są, są… – powtarzał, nie umiejąc skończyć.
- Są? -  powtórzył za nim służący.
- Nudne. Mam wrażenie, że one wszystkie to – przełknął głośno ślinę – dziwki – Ostatnie słowo prawie wypluł.
- A ona? – zapytał Korneliusz.
>><< 
- Zachlałabym się za śmierć – oznajmiła wściekle Hermiona, wstając z fotela i histerycznie łapiąc się za głowę.
- To moja wina, zaczęłam temat. Przepraszam, wszystko będzie dobrze - starsza kobieta obserwowała każdy jej ruch.
- Będzie dobrze? – powtórzyła ironicznie. – Nic nie będzie dobrze – Popatrzyła na butelkę czerwonego wina, która stała za oszklonymi drzwiami komody. Podeszła bliżej i wyjęła ją. Odkorkowała i powąchała trunek. Alkohol pachniał tak samo, jak ten na ostatniej kolacji z nim. W pierwszej chwili uśmiechnęła się na to wspomnienie, ale potem wzgardziła sobą.
- Nie zrobisz tego. – powiedziała stanowczo Minerwa, wstając z fotela, w którym siedziała i skierowała się w jej stronę. - Zostaw to – Hermiona przytknęła butelkę do ust, a po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Aptekarka jednym szarpnięciem wyrwała jej alkohol z ręki i odstawiła na stolik, po czym przytuliła przyjaciółkę.
- Nosze jego dziecko. – powiedziała, płacząc w jej ramię. – Co ty byś zrobiła wiedząc, że ojciec dziecka pieprzy się z każdą napotkaną kobietą?
>><< 
- Odnaleźć ją, odnaleźć, odnaleźć ją... – powtarzał pod nosem, cały czas krążąc po posesji. Wchodził z piętra na piętro, aż w końcu zatrzymał się przed drzwiami sypiali, w której spali razem. Wszedł do środka i poczuł znajomy zapach jej perfum - róże. Dał ponieść się woni, która zaprowadziła go do leżącej na łóżku białej męskiej koszuli. Miała ją pierwszej nocy, gdy tu spała. Podniósł ubranie i wpatrywał się w nie, jakby to ono miała dać mu rozwiązanie. I dało. Dlaczego od razu o tym nie pomyślałem? Zaklęcie namierzające! Ale czy starczy mi tylko zapach jej perfum? Skierował różdżkę na ubranie i wymówił zaklęcie. Z różdżki wystrzeliła niebieska wiązka. Skupił się bardziej na zaklęciu. Materiał pokryła niebieska poświata. Koszula podskoczyła i zaczął wydobywać się z niej niebieski dym, przybierając nieokreślone kształty. Wypełnił prawie całe pomieszczenie. Hetman poczuł, że stapia się z dymem, który zaczął go wciągać. Przed nim zaczęły pojawiać się jakieś obrazy. Niezbyt wyraźnie je widział. Zmrużył oczy i poczuł, że leci. Najpierw widział całe Denar, lasy, potem jakiś dom otoczony drzewami i różami. Przeniknął do środka i stanął na środku pokoju. Zaczął się rozglądać. Ujrzał ją. Siedziała plecami do niego, a jej długie kręcone włosy spływały wzdłuż ramion. Słyszał jej głos, ale nie mógł pojąć słów. Chciał ją zobaczyć. W miarę tego jak się do niej zbliżał, obraz rozmazywał się. Wyciągnął rękę, żeby chwycić ją za ramię. Już prawie dotknął jej, lecz dym porwał go z powrotem. Teraz wiedział gdzie ją odnaleźć.
>><< 
Hermiona spojrzał wystraszona za siebie. Poczuła czyjąś obecność, ale nikogo nie było. Całkiem sama siedziała w swoim ulubionym, wysłużonym fotelu.
>>Teraźniejszość<<
 Hermiona powoli zapominała, jak wygląda miasteczka w którym się urodziła .Wspominała chwile, jakie tam przeżyła. Przerwało jej niestety pukanie do drzwi. Zdziwiła się, bo Minerwa nie uprzedzała jej, że przyjedzie. Podeszła do drzwi frontowych i poczuła coś dziwnego. Nacisnęła klamkę i w pierwszej chwili zastanawiała się, czy ich nie zatrzasnąć.
- Witaj – Usłyszała dobrze znany baryton. Stał tuż przed nią bez maski. Był teraz taki, jaki powinien.
- Czego chcesz? – warknęła wściekle.
- Porozmawiać.
Wiedział, że ta rozmowa nie będzie łatwa. Nie rzuci mu się w ramiona i nie powie „Kocham cię, wybaczmy sobie!”. Nawet by tego nie chciał.
- Nie jest za późno na rozmowę? – zapytała oschle.
- Nigdy nie jest za późno.
Popatrzył szczerze w jej oczy, a ona dopiero teraz mogła się mu przyjrzeć. Miał wyostrzone rysy twarzy i usta… które teraz zaciskały się w jedną linię. Na ich wspomnienie robiło jej się gorąco.
– Nie będę tu tak stał, wpuść mnie.
Nigdy się nie zmieni! pomyślała i zaprosiła go do środka. Usiedli naprzeciwko siebie w przytulnym saloniku.
- Tak więc... – zaczęła. – O czym chcesz porozmawiać? – Minęła chwila zanim zareagował. Odchrząknął i dopiero się odezwał.
- O nas.
- Nas? – zdziwiła się.
- Ja... nie umiem rozmawiać o uczuciach. Umiem tylko wymagać – Nie patrzył na nią, pierwszy raz czuł coś w rodzaju strachu.
- Więc czego wymagasz ode mnie? – założyła ręce na piersi.
- Przebaczenia – odpowiedział krótko.
- Przebaczenia. – powtórzyła. – Nie sądzę, byś na nie zasługiwał po tym wszystkim. Widziałam na własne oczy, jak byłeś w ramionach innej kobiety. Jakbyś się poczuł, gdyby kobieta, którą kochasz, zdradziła cię z innym? Pamiętam wszystko, co do ułamka sekundy. Druga w nocy, a ciebie nie było w łóżku. Mówiłeś, że idziesz do pracowni. Sądziłam, że się zasiedziałeś, tylko szkoda, że nie sam. Uciekłam, Korneliusz mi pomógł. Pogodziliśmy się.
- Masz rację. Nie liczę, że mi wybaczysz, bo jesteś wyjątkową – zaczął gładzić swoje przedramię – I rozsądną kobietą.
- Wyjątkową przez to? – podciągnęła rękaw swojej sukni. Na jej nadgarstku widniała figura szachowa. Jej figurą był skoczek.
- Przez to – potwierdził i zrobił to samo. Na jego nadgarstku był wyryty hetman.
- Co to  oznacza? – pogłaskała znamię.
- To jest coś w rodzaju twojego ilorazu inteligencji. Ja nazywam to dostępnością. Jeśli jesteś pionem, ulegniesz bez skinienia palcem i twa aura będzie wyczuwalna od razu. Jeśli skoczkiem jak ty, będzie trudniej, abyś uległa, ale nie jest to niemożliwe. Wtedy twoja aura nie jest wyczuwalna od razu. Jeśli natomiast jesteś hetmanem, jak ja... Prawie – podkreślił to słowo – prawie niemożliwym jest to, byś dotarła do serca tej osoby. Tylko jednej osobie się to udało.
- Lili.– skończyła za niego. – Znam tę historię. Korneliusz mi opowiedział.
- Tobie również się to udało. – dodał, patrząc szczerze w jej oczy, a ona zaniemówiła. – Chciałbym, żebyś mi wybaczyła, choć to niewykonalne. Na próżno tu przyszedłem – podniósł się z fotela i ruszył w stronę drzwi.
- Czego jeszcze ode mnie oczekujesz? – zapytała, wstając z fotela i tym samym zatrzymując go.
- Żebyś mnie pokochała – znów popatrzył na kobietę, która stała tuż za nim.
- Dobrze Severusie – odpowiedziała. Czuła się jakoś inaczej, w końcu mogąc wymówić jego imię. Zarzuciła ręce na jego szyję, stanęła na palcach i pocałowała go lekko. – Wybaczam Ci. Widzę skruchę w twych oczach. – W odpowiedzi na jej słowa, Severus pocałował ją namiętnie. Odkąd zrozumiał swój błąd, odmawiał sobie styczności z kobietami. Trwało to już od dwóch miesięcy. – Nie rób mi tego więcej.
- Obiecuję. – odpowiedział i pierwszy raz odkąd go poznała, widziała jak się uśmiecha. Chciała do końca życia pamiętać ten uśmiech – Nie śmiałbym.
- W sumie to – udała zamyślaną – nie sądzę, byś poniósł odpowiednią karę – uśmiechnęła się kokieteryjnie.
- Słucham?
- Muszę cię ukarać – odpowiedziała z tym samym uśmiechem, dobierając się do jego spodni. On aż głośno jęknął, gdy dotknęła jego ciała. - Cicho. – upomniała go. – Alan śpi.
- Alan?! – powtórzył.
- Ciiii. – przytknęła palec do jego ust. -  Masz syna.
- Co mam? – patrzył na nią z tępym wyrazem twarzy.
- Chodź. – Chwyciła go za rękę i zaprowadziła do sąsiedniego pokoju. Stanęli razem nad łóżeczkiem, gdzie spał mały chłopczyk w zielonej piżamce. – To twój syn. – ścisnął mocniej jej dłoń.
- To niemożliwe – powiedział cicho.
- Ma twoje oczy. – uśmiechnęła się lekko i patrzyła, jak chłopczyk w łóżeczku budzi się. Najpierw patrzył na nowego „przybysza” z zainteresowaniem, a potem jakby gdyby nic wyciągnął ku niemu rączki i uśmiechał się. Severus spojrzał na Hermione pytająco. – Weź go – powiedziała, prawie śmiejąc się z miny, którą zrobił na te słowa.
Książe Snape wyjął chłopczyka z łóżeczka i uniósł w górę, a on zaśmiał się i znów wyciągnął rączki, tym razem, żeby wtulić się w ramię taty.

Koniec.


4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że szybko zaczniesz pisać nowe sevmione :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo :)
    Dopiero dzisiaj o 4 rano odkryłam Twojego bloga ( żałuje, że nie wczesniej) i moim zdaniem piszesz za przeproszeniem... ZAJEBIŚCIE ;* Już nie mogę się doczekać tego co jeszcze napiszesz. Weny życzę!
    PS Sama pisze Sevmione ale tylko do szuflady :D
    PS 2 nie zwracaj uwagi na mój nick, pisze z telefonu i niezbyt mam czas żeby tam zmieniać itp. :*

    OdpowiedzUsuń