Hej <3
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że rozdział jest dopiero dzisiaj, wynikło to z kilku problemów, które miała moja beta, ale i tak muszę jej podziękować za to, że chce się jej siedzieć przy tym. Dziękuje kochana! <3 <3
>><<
- To pion.- stwierdziła. - Jaką ma dokładnie funkcje? – zapytała zaintrygowana Markiza.
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że rozdział jest dopiero dzisiaj, wynikło to z kilku problemów, które miała moja beta, ale i tak muszę jej podziękować za to, że chce się jej siedzieć przy tym. Dziękuje kochana! <3 <3
>><<
- To pion.- stwierdziła. - Jaką ma dokładnie funkcje? – zapytała zaintrygowana Markiza.
-Pion, pion, pion… - powtarzała cały czas Minerwa usiłując przypomnieć
sobie cokolwiek.
- Ta figura występuje tylko w szachach – oznajmiła Hermiona patrząc na
słońce, które było coraz bliżej zachodu. – Znasz dokładnie zasady tej gry?
- Ymm.. nie, wybacz… - ich rozmowę przerwały dwie sowy. Jedna duża, pewna siebie o szarych piórach, złotym dziobie i szponach, druga nieco
mniejsza, ubarwiona na czarno i szaro. Dziobek i pazury były lekko brązowe.
Zwierzęta podleciały do swoich właścicieli, a kobiety prawie równocześnie
odwiązały z nóżek posłańców wiadomości. Obie kobiety dostały te sam list,
napisany na czarnym pergaminie.
„Witam szanowną Markizę Hermionę Granger
Chciałbym zaprosić pannę na bal maskowy,
Który odbędzie się w mojej rezydencji na
Wzgórzu, o godzinie 20:00 za dwa dni.
Proszę o listowne potwierdzenie swojej osoby na balu.
Z uszanowaniem
Książe Severus Snape.”
-Wybierzesz się? – zapytała starsza kobieta, przyjaciółki, która
siedziała, tępo wpatrzona w list. –Osobiście sadzę, że powinnyśmy tam iść.
Wybiorę się z Albusem, zrekompensuję mu się jakoś…-popatrzyła na Hermionę,
która powoli analizowała treść zaproszenia. – Haloo… moja droga ? – Dalej nic.
– Hermiono Granger. – Nic.
Kobieta ocknęła się dopiero, gdy poczuła ciepło dłoni Minerwy na swoim
ramieniu.
-T-t-ak – słucham? – potrząsała głową i zdezorientowana patrzyła na
twarz aptekarki.
-Uważam, że powinnyśmy tam iść. Co sądzisz o tym pomyśle? – zapytała,
kończąc swoją kawę.
-Nie jestem przekonana co do tego. – znów dziobała babeczkę,
widelczykiem.
-Moja droga, proszę. Wybierz się tam. Będzie mi raźniej. – popatrzyła na nią błagalnie.
-Niech będzie. Zgadzam się. – Brunetka westchnęła głośno i uśmiechnęła
się krzywo do starszej koleżanki.
Czy na pewno dobrze robię? – pytała samą
siebie.
>><<
Ubiegłej nocy obie kobiety stwierdziły kilka faktów na temat znamienia
widniejącego na nadgarstku Minerwy Dumbeldore, jednak szybko zrezygnował z tych
tez, twierdząc, że te historię są zbyt fantazyjne, żeby mogły być prawdziwe,
ale czy na pewno było warto rezygnować z kilku niedorzecznych intryg?
>><<
Kolejna noc w tym samym mieście. Kolejna kobieta, która bez ogródek
odda mu swoje ciało. Dzisiaj padło na żonę piekarza Lucylle Stown. Zaczęło się
jak zwykle – niewinna rozmowa, w którą wkradał się maciupkimi krokami flirt.
Potem dochodziło do „rękoczynu” czyli pierwszego cielesnego spotkania. Podanie,
pogładzenie nadgarstka, na którym ukazywał się stopień dostępności kobiety. Nigdy
nie spotkał się z większym niż pion. Nigdy. Zawsze ta sama figura. No i
oczywiście, co najważniejsze na koniec, to współżycie.
Chyba zaczynało mu się to nudzić.
>><<
>>dwa
dni później<<
Markiza
Hermiona Granger kilka godzin przed balem zaczęła przygotowania.
Odkręciła
wodę w łazience i pobiegła szybko do sypialni, żeby zabrać bieliznę. Zakręciła
kurek i powoli zaczęła zanurzać się w gorącej wodzie. Usiadła opierając głowę o
ściankę wanny. Wyciągnęła prawą dłoń po kostkę mydła. Namydliła się i wtarła
mydło we włosy. Zanurzyła głowę w wodzie i opłukała długie loki. Znów namydliła
ręce i zaczęła myć ciało. Szyję, obojczyk, brzuch zaczynając dłońmi wędrować
coraz to niżej, aż do jej kobiecości. W końcu palce dotarły do wymarzonego
celu. Nie mogła się powstrzymać. Syknęła cicho gdy jej palec delikatnie dotknął
jej. Uśmiechnęła się lekko. Jej policzki zrobiły się różowe. Środkowym palcem pocierała powoli łechtaczkę.
Potrzebowała się wyładować. Odchyliła głowę w tył. Drugą dłonią zmierzała ku
swojej piersi. Nie przystoi mi to! –
pomyślała, lecz nie przerywała czynności. Palcami drugiej ręki masowała swój sutek. Zamknęła oczy, żeby
bardziej odczuć doznania. Palec na jej kobiecości zaczynał nabierać tempa.
Zacisnęła lekko oczy. Przeszył ją dreszcz. Przez jej myśli przejechał czarny
powóz. W dodatku widziała twarz Księcia Snape’a. Otworzyła panicznie oczy i
podskoczyła wystraszona. Oddychała szybko i płytko. Wyskoczyła z wody jak
poparzona. Zaklęciem wysuszyła ciało i włosy, które zaraz się napuszyły.
Założyła białą koronkową bieliznę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając
kogoś, kto ją obserwuje. Miała przeczucie, że ktoś na nią patrzy. Z szafeczki
szybko wyjęła, długi prześwitujący szlafrok. Narzuciła go na ramiona i wyszła z
łazienki. Teraz czuła się o niebo bezpieczniej. Nikt na nią nie patrzył.
Pomiędzy przejściem z kuchni, na schody prowadzące do jej sypialni, popatrzyła
na zegar, który zasygnalizował jej, że do balu zostały tylko dwie godziny.
Westchnęła zrezygnowana. Tak bardzo nie chciała widzieć się z Księciem. No ale
czego nie robi się dla przyjaciół? W sypialni zajęła się twarzą. Nałożyła
puder, na policzki róż. Najważniejszy element twarzy - usta - pomalowała ciemno-krwistą
szminką. Rzęsy machnęła zaklęciem na czarno. Włosy spięła w niski elegancki kok
i była prawie gotowa. Z szafy wyciągnęła
dwa pudełka z białego drewna. Z większego z nich wyjęła sukienkę, którą wybrała
dla niej Minerwa. Na pierwszy rzut oka nie robiła wrażenia, ale gdy włożyła ją
na siebie, była zaskoczona efektem. Dekolt w kształcie trójkąta uwydatniał jej
piersi, a mocno wycięte plecy dodawały jej seksapilu. Obróciła się wokół
własnej osi, żeby patrzeć jak szaro czarne płaty lekkiego, zwiewnego materiału
unoszą się i opadają. Uśmiechnęła się sama do siebie, była bardzo zadowolona z
sukni. Tylko dziękować Pani Dumbledore za tak dobry wybór. Z mniejszego z
pudełek wyciągnęła maskę. Rzeźbioną w najlepszym z metali. Maska nie zasłaniała
zbyt wiele, ale także nie ujawniała jej tożsamości. Wprost idealnie pasowała do
jej urody. Kocie oczy wycięte w metalu, wokół których były dodające jej
pociągającej tajemniczości. Zawiązała maskę z tyłu głowy i tak naprawdę była
gotowa. Gdy założyła ją na twarz poczuła, że tak naprawdę teraz może być kimś
całkiem innym.
>><<
Brunetka
jechała przez ciche i ciemne uliczki Denar razem z Państwem Dumbeldore.
Przyjaciółki nie zamieniły ze sobą ani słowa podczas całej podróży. Markiza
Granger była nieco przejęta tym, co może ją spotkać na balu, a Minerwa
gorączkowo rozmawiała ze swoim mężem, który cały czas pożerał swoją żonę
wzrokiem, gdyby nie było z nimi Hermiony pewnie cały powóz kołysał by się na
prawo i lewo. Pani Dumbeldor wyglądała olśniewająco. Miała styl. Wybrała sobie
długą czerwoną suknię na ramiączkach. Wyeksponowała swoją szczupłą szyję sporą
brylantową kolią. Siwe włosy, tak samo jak Hermiona spięła w kok. Do tego maska
na srebrnym cieniutkim patyczku. Wszystko komponowało się wprost idealnie.
-Drogie
damy, jesteśmy na miejscu. – oświadczył Pan Dumbledore wychylając lekko głowę z
okna powozu.
>><<
Powóz
zatrzymał się niedaleko posiadłości. Markiza poczuła, że brak jej tchu. Coś
dziwnego się z nią działo. To miejsce działało na nią w tajemniczy sposób. Wyszła z powozu tuż za Panią Dumbledore. Jej
policzki zrobiły się czerwone, przybrały niemal kolor kwitnącej róży.
-Coś nie
tak? – zwróciła się do niej Minerwa.
-Dziękuję,
wszystko w porządku. – uśmiechnęła się krzywo i odetchnęła ciężko.
Aptekarka
chwilę wpatrywała się w nią, potem szepnęła coś swojemu mężowi, który
zachichotał cicho i ruszyła pod ramię z Albusem. Hermione odetchnęła głęboko
kilka razy i także powoli kierowała się na zabawę. Po drodze zauważyła, że
otoczenie zmieniło się diametralnie. Drzewa posępniały, a dom był otoczony
masywnym murem, za którym widać było rezydencję tak upiorną jak jej właściciel.
Przekroczyła piękną rzeźbioną bramę, która na pierwszy rzut oka wyglądała na
bardzo lichą, ale jeżeli jej się przyjrzeć, była solidnie wykonana. Szła dalej
do drzwi głównych, przy których kłębiła się jeszcze garstka ludzi. Przeczekała,
aż jeden ze służących zaanonsuje pary i sama szepnęła mu do ucha swój
pseudonim.
-Markiza
Rose.- powiedział głośno mężczyzna, któremu zdradziła swoje nowe imię. Takie
były wymagania balu. Tu wszyscy mieli być anonimowi, inni niż za dnia. Hermiona
dygnęła lekko i z gracją schodziła po długich marmurowych stopniach
prowadzących ostatecznie na sale. Idąc po schodkach czuła się niezwykle
niekomfortowo, jednakże schlebiało jej to, że zawładnęła wzrokiem wszystkich
mężczyzn. Była klejnotem tego balu.
>><<
-Korneliuszu,
mój oddany sługo. – zwrócił się do niego jego Pan.
-Słucham,
mój Panie. – odpowiedział zaciekawiony
sługa.
-Czy
pośród tego tłumu jest jeszcze kobieta, której sercem i umysłem nie
zawładnąłem? – wpatrywał się niemo w tłum nad nimi.
-Mój
Panie. – mężczyzna zaczął rozglądać się po zebranych w Sali kobietach. – Sądzę
iż jeszcze z tą nie obcowałeś. – wskazał palcem na brunetkę, którą od godziny
czy dwóch oblegał tłum mężczyzn.
-Korneliuszu,
niechętnie muszę to przyznać, ale… – zatrzymał się i popatrzył na niego zimnym
wzrokiem, czarnych tęczówek. – Przynieś mi papierosy. – dodał, a jego służący
pojawił się przed nim z srebrną, rzeźbioną papierośnicą.
-Proszę. –
otworzył wieczko, a jego właściciel wyjął długi zwitek papieru, napchany
tytoniem.
-Kończąc
mój drogi.- zaciągnął się mocno, gdy odpalił papierosa. – Masz rację. Tej
kobiety jeszcze nie skalałem. – Westchnął i znów się zaciągnął. – Daj mi to. –
wyrwał z jego rąk srebrny przedmiot i schował do dużej kieszeni. Pozostawiając
za sobą ogromne smugi dymu, ruszył w stronę brunetki.
>><<
Minęło kilka godzin odkąd Hermiona pojawiła
się na balu. Obecność wielu mężczyzn starających się o jej względy sprawiła, że
czuła się zmęczona. Lubiła, gdy znajdowała się w centrum uwagi, a wszystkie
oczy spoglądały na nią, jednak z minuty na minutę stawało się to coraz bardziej
uciążliwe. Obserwowała salę w celu odnalezienia kogoś znajomego niestety
ostatnią osobą, którą chciała widzieć był sędzia Malfoy idący prosto w jej
stronę. Rozpoznała go po długich blond włosach, które jak zwykle spływały po
jego ramionach.
-Witam. –
przewertował ją wzrokiem, spragnionym kobiecego ciała - Jak się Pani bawi,
dzisiejszego wieczoru? - rozpoczął rozmowę, a na jego twarzy pojawił się
szelmowski uśmiech.
-Znakomicie.-
Odsunęła się od niego, widząc jak
pożądanie narasta w jego oczach. –Jednakże – popatrzyła na niego pewnie – Czy
mógłby mnie Pan zostawić samą?
-Ohh… Moja
droga.- uśmiechnął się chytrze. – Pójdę, jeśli ze mną zatańczysz. - jej ciało
przeszedł dreszcz, jednak nie rozkoszy, a obrzydzenia.
Nagle
poczuła na swojej tali, dłonie, które zaczynały ją oplatać.
-Drogi
Luciuszu – Zwrócił się do niego głos o barwie niskiego barytonu. - Ta piękna
dama jest ze mną i jak mniemam nie powinieneś zmuszać jej do tańca, ze względu
na twe samolubne potrzeby. – Zakończył i
zwrócił się w stronę brunetki. - Czy mógłbym? – Wyciągnął w jej stronę
dłoń, a ona bez większego namysłu podała mu swoją i oboje powędrowali na sam
środek parkietu.
>><<
Gdy weszli na parkiet w kształcie szachownicy
a jej partner chwycił ją odpowiednio do tańca, orkiestra zaczęła wygrywać
szybszą muzykę. Miała wielkie szczęście, że to on prowadził, bo z jej lichymi
umiejętnościami do tańca, oboje daleko by nie zaszli. Zakręcił nią kilka razy i
dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć. Miał na sobie białą koszulę i czarną
kamizelkę, a pod szyją fular, w kolorze koszuli. Do tego także czarne plisowane
garniturowe spodnie i eleganckie buty. Wisienką na torcie była jednak maska,
którą miał na twarzy. Czarna, zasłaniająca jego oczy. Robił na niej wrażenie,
bo wyglądał naprawdę przyzwoicie i jak mało kto na tej sali schludnie.
-Mój
szanowny wybawco dziękuję, za uratowanie mojej dumy. – uśmiechnęła się lekko.
-Skazą na
mojej duszy, byłoby nie wyratowanie Pani od tego.. Przepraszam ale nie będę się
wyrażał przy damie. – skrzywił się na myśl o Malfoy’u. -Jednakże
będzie mi Pani dłużniczką – odparł
spokojnie, tak jakby codziennością było dla niego ratowanie dam w
opresji.
-Tak Pan
sądzi? – prychnęła rozbawiona.
-Moja
droga, ja nie sądzę. Ja to wiem. – uniósł prawy końcik ust w górę. Hermiona
pomyślała, że ten mały uśmieszek dodaje mu atrakcyjności.
-Więc, jak
mogę spłacić mój dług wobec Pana osoby?
-Będę
wdzięczny, jeśli da mi Pani czas do namysłu. – Widziała błysk w jego oczach.
Cały czas na nią patrzył. Nie odrywał od niej wzroku. Było to dość niezręczne,
ale do zniesienia.– Nie chciałbym stracić takiej okazji – widziała, ze w tej
chwili on obserwuje jej twarz, może nawet i podziwia. - Dlatego muszę –
przerwał na chwilę – rozważyć to dokładnie. – mówiąc to nie odrywał od niej
czarnych, oczu z którymi już gdzieś się spotkała.
-Dobrze,
mój drogi zbawco. – uśmiechnęła się kokieteryjnie. – Kiedy zechcesz. –
przerwała i poczuła jak jego dłoń niebezpiecznie zaczyna krążyć po jej tali. To
było dość podniecające. – I gdzie
zechcesz – zrobiła krótką przerwę i popatrzyła na niego poważnie. – Ale –
podkreśliła te słowo – Pod jednym warunkiem. – posłała mu zadziorny uśmiech.
-Jakim? –
zmarszczył brwi i uśmiechnął się nie widocznie.
-Zdradzisz
mi swe imię. – odparła z wielką satysfakcją. Jego ręka zatrzymała się. Plask!
Oboje wtuleni w siebie leżeli teraz na posadce. Hermiona nie zdążyła się
ocknąć, widziała przed sobą, tylko jej tajemniczego towarzysza. Nachylił się
nad nią na łokciach.
-Hetman –
wyszeptał cicho w jej usta, po czym złożył na nich delikatny pocałunek. –A ty
moja droga muzo?
-Markiza
Rose. – On nic nie odpowiedział, tak jakby w podziękowaniu. Pocałował ją.
Delikatnie. Dokładnie jak przedtem. Podniósł się z ziemi i zanim Hermiona
doszła do tego co się dzieje wokół niej, zleciało się wielkie zbiorowisko jej
adoratorów chcących pomóc jej wstać. Jeden z nich wyjaśnił jej że para tańcząca
obok potrąciła ich, ale ona wcale nie chciała wiedzieć dlaczego znalazła się na
zimnej betonowej posadzce. Chciała wiedzieć gdzie zniknął Hetman, który tej
nocy tak zawrócił jej w głowie.
>><<
Rzucił jej
ostatnie spojrzenie zanim zaczął stapiać się z tłumem i zanim jego zdobyczy nie
obleciały sępy, zwane zwykłymi, pustymi adoratorami kobiet, którzy nie wiedzą,
co to znaczy wzbudzić w kobiecie uczucie.
-Ubawię
się przy tobie, moja droga Rose. – pomyślał i dalej szedł przed siebie.
Była piękna i z charakterem, z którym będzie
mu trudno igrać. Jednakże jaki miała stopień dostępności? Nie mógł tego wyczuć,
co znaczyło, że to nie skończy się tylko jednym balem.
Cudowny rozdział. Tylko szkoda, że taki krótki.
OdpowiedzUsuńAlbus pożerający wzrokiem Minerwę, hahaha. Chciałabym to zobaczyć.
Ten upadek... I te oczy. Ciarki mnie przeszły.
Podoba mi się, że tak dokładnie opisujesz stroje. Hermiona naprawdę musiała zjawiskowo wyglądać w swojej sukience. A Minnie w czerwieni... Widziałabym ją w zieleni, ale co ja się znam ;)
Jeden błąd mi się bardzo rzucił w oczy a mianowicie "sędzina Malfoy". Lucjusz jest mężczyzną, a sędzina to kobieta. Takie tam...
Czekam na kolejny rozdział <3
I pozdrawiam Cię gorąco.
Dzięki <3 o tym "sędzinie" w ogóle nie miałam pojęcia, zaraz lecę to zmienić ;)
UsuńDzięki jeszcze raz ^^ <3 <3